"Gliniarz w przedszkolu" (1990) - dziś już trochę zapomniana komedia ze Schwarzeneggerem, którą wyreżyserował będący wtedy na świeczniku Ivan Reitman - wcześniej, obaj panowie pracowali razem na planie "Bliźniaków". Ich drugie spotkanie również zaowocowało całkiem niezłym filmem, jednakże niespecjalnie przypadł on do gustu fanom Arnolda. Osobiście "Gliniarza w przedszkolu" nawet lubię, choć dopiero powtórka po latach mi to uświadomiła - niedawny seans z tym tytułem okazał się być naprawdę przyjemny i lepiej mi się go oglądało niż te kilka/kilkanaście lat temu. Nadal nie uważam, że to jakaś specjalnie udana produkcja, ale z całą pewnością sympatyczna, klimatyczna i przyznam szczerze, że potrafi poprawić humor. Początek "Gliniarza w przedszkolu" jest dość osobliwy, ponieważ obraz ten zaczyna się niczym rasowy obraz sensacyjny - dochodzi do morderstwa, Arnold ściga podejrzanego, a następnie robi pieprznik w melinie degeneratów. Może nie uświadczymy tu epatowania brutalnością, ale jest dość bezkompromisowo, zaś Schwarzeneggera wykreowano na twardego, wymiętego glinę, respektującego jedynie własne zasady. Wszystko to rozgrywa się także w mrocznych uliczkach oraz spelunach z podejrzanymi typami.
Konwencja ta z czasem jednak stopniowo ustępuje, wypierana przez wątki stricte familijne - można więc przez moment odnieść wrażenie, że twórcy sami nie wiedzieli, czy chcą realizować typowego dla tamtego okresu actionera czy projekt skierowany dla młodszej widowni i rodzin. Jednakże, Reitman zgrabnie łączy te zupełnie różne oblicza X-Muzy i nic tu się ze sobą nie gryzie, a wręcz stanowi ciekawą kombinację. Gdy Arnold zaczyna prowadzić dochodzenie w przedszkolu i obejmuje wychowawstwo grupy sześciolatków, dostajemy właściwą część fabuły, czyli odnajdywanie się detektywa w roli nauczyciela oraz próby poskromienia rezolutnych dzieciaków, co z kolei zaprocentuje wieloma zabawnymi sytuacjami. Oczywiście schemat będzie gonił tu schemat - początkowo dla Kimble'a (Schwarzenegger) zapanowanie nad wychowankami okaże się nie lada wyzwaniem, aż w końcu zrodzi się między nimi nić sympatii, Całość okraszona jest strawnym humorem i "Gliniarz w Przedszkolu" może nas gdzieniegdzie rozbawić, choć gagi nie są jakoś specjalnie wyszukane. Przesadnie ckliwych wstawek nie ma, a jeśli nawet, to mimo wszystko w miarę przyswajalne. No cóż - myślę, że ocena 6/10 będzie adekwatna. Mam to nagrane z TVP z lat 90. -wtedy czytał Stanisław Olejniczak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)