czwartek, 25 października 2018

"Czarny świt" (2005)

"Czarny świt" (2005) - Steven Seagal powraca jako były agent CIA Jonathan Cold (nie mam pojęcia, co było urzekającego w tej postaci, że Stefan postanowił się w nią wcielić po raz drugi) i otrzymujemy niżowe kino akcji... bez akcji. Osoby tu występujące (na miano aktora nikt nie zasługuje) czasem się strzelają, ale są to tak nijakie strzelaniny, że prawie jakby ich nie było w ogóle. Senseia na ekranie widać rzadko, a jeśli nawet, to przeważnie siedzi albo porusza się tempem emeryta zwiedzającego park, zaś w scenach walk zawsze zostaje zastępowany - nawet, gdy jedynie wykrzywia komuś ręce. Dubler będzie szczególnie widoczny w momencie, kiedy zamiast Seagala skacze na ciężarówkę, przechodzi na szoferkę i przejmuje kierownicę - operator wraz z montażystą ani trochę nie próbują go zamaskować. Chudy kaskader z doklejanymi (albo zalizanymi) włosami jest tak zauważalny, że można odnieść wrażenie, iż był to celowy zabieg. Zresztą... on nawet zerka prosto w kamerę, więc o czymś to świadczy. Samego Seagala widać w tej scenie jedynie na kilkunastosekundowych przebitkach, odcinających się od tła (zapewne nagrywane były gdzieś w studio na green-box). 

Miejscami notorycznie widać dublera zamiast aikidoki, natomiast on sam wklejany jest w jakichś statycznych momentach, na zbliżeniach, jak stoi zadowolony z siebie. Ujęcia te często całkowicie nie pasują do reszty sekwencji. Co się jednak dziwić, skoro opasły gwiazdor ledwo chodzi (prawie się toczy) i zasapany jest nawet w takich czynnościach jak wychodzenie z samochodu. Powiem tak - od bidy ten film się jeszcze oglądało (przynajmniej było parę krwawych  wstawek), jednak zakończenie pogrzebało go doszczętnie. Nasz wielki (dosłownie) mistrz ucieka w parę sekund helikopterem przed siłą wybuchu bomby nuklearnej, a wszystko to zostało  zrealizowane w paskudnym CGI - cyfrową mamy wodę, bombę, wybuchy, wspomniany wyżej helikopter, a także jebane rybki. Finał przesądził o wszystkim i daję 3/10 (były szansę na czwóreczkę). Produkcję tę widziałem w Polsacie (a jakże inaczej), czytał ją Maciej Gudowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)