Montaż tego dzieła stał się już legendarny i próżno w historii kina szukać gorszego - każde uderzenie czcigodnego sensei zostaje powtarzane kilkukrotnie albo pokazywane do znudzenia z różnych ujęć. Kamera się trzęsie, a poszczególne momenty są przyspieszane lub nagminnie cięte. Miałem też wrażenie, że usuwano klatki. Zdarza się, że jakiś fragment wklejany jest parę razy bądź walczący zmieniają swoje pozycje w magiczny sposób, a kamerzysta chyba czegoś się nawąchał, bo czasem maksymalnie zbliża ramię, tył głowy, plecy, nogi i ciężko poza tym coś dostrzec. Dublera natomiast notorycznie widać w kadrze i niczym nie przypomina Seagala, którego widzimy jedynie zasapanego w przebitkach, pokazujących twarz i marszczone brwi. Choreografia starć jest adekwatna do ich realizacji, czyli bida z nędzą, w dodatku niekonsekwentna - niektórzy oponenci Stevena padają od ciosu w szyję czy głowę i są niezdolni do walki, a innych kopie, rzuca po ścianach przez kilka minut, a nadal wstają niczym zombie. To chyba zależy od tego, czy kreowanemu przez pana S. protagoniście spieszy się czy nie. Jeśli tak, to uderza z jakimś combo i przeciwnicy padają po jednym plaskaczu, a jeśli nie, to bawi się z nimi znacznie dłużej.
Wmontowywanie tych samych scen w "Zabójczym celu" to powszechny zabieg - powtórki występują nie tylko w bijatykach. Flashbacki wszechwiedzącego Jacoba są wstawiane kilkukrotnie w różne części fabuły, a w ogóle nie poruszają żadnych kwestii z nią związanych. Widok dumającego nad nimi "mistrza" również zostaje użyty kilkukrotnie. Co ciekawe, w sekwencji tej, odbywającej się w jego domu, podchodzi do niego kobieta (cholera wie, kim dla niego jest, ale tego już się nie dowiemy) odziana w jakiś szlafrok czy koszulę, którą później też często widzimy w tym samym stroju i wydaje się, jakby nawiązywało to do wcześniejszych momentów, choć akcja znacznie posunęła się do przodu (nie mam pojęcia o ile, czy o jeden dzień czy kilka, bo aż tak nie analizowałem tego gniota). Samo zakończenie to też istna zagadka - po rozwiązaniu sprawy Jacob wraca do jakiejś rodziny (żona, dzieci), o jakiej wcześniej chyba nawet nie było wspominane, a i dotychczas pomieszkiwał z jakąś laską. Wieńczy to wstawka erotyczna, gdzie laska się rozbiera, a Steven jak zawsze pozostaje w sowim płaszczu. Nic dla mnie nie jest tu zrozumiałe. Swoja drogą, kiedyś czytałem w Internecie, że rzekomo Seagal pokłócił się z ekipą i odszedł z projektu, nie ukończywszy zdjęć ze swoim udziałem, stąd te powtórki i zamieszanie w obróbce - nie mogę jednak tego potwierdzić. "Kill Switch" to prawdziwy festiwal żenady i nieudolności, a reżyser tej bufonady powinien dostać zakaz wykonywania swojego zawodu. O głównej "gwieździe" nawet nie wspomnę, bo już dawno straciła blask, a pisząc takie badziewia i w nich występując, tylko coraz bardziej się kompromituje oraz traci szacunek w oczach nawet najbardziej zagorzałych fanów. Oceniam to arcydzieło kinematografii na całe 2/10 - tylko dlatego, że może trafić się jeszcze coś gorszego. Oglądałem to w Stopklatce TV i czytał Piotr Borowiec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)