wtorek, 11 września 2018

"Piątek, trzynastego VIII: Jason zdobywa Manhattan" (1989)

"Piątek, trzynastego VIII: Jason zdobywa Manhattan" (1989) - dawniej, gdy czytałem o filmach z tej serii tylko w Internecie, a jeszcze ich nie widziałem, to po opisie fabuły wydawałoby się, że ta część okaże się najciekawsza. Fotosy też na to wskazywały, ale pierwszy seans srogo mnie rozczarował. Kolejne spotkania z ósemką były jednak bardziej łaskawsze i dziś nawet ją lubię i chętnie też do niej wracam, choć z całą pewnością jest to jeden ze słabszych epizodów - wyraźnie widać złagodzenia, zmęczenie materiału oraz pójście na łatwiznę przez twórców. Paradoksalnie scen mordów uświadczymy dość sporo, ale większość z nich rozgrywa się poza kadrem. Nie ratuje ich to, że były pomysłowe, ponieważ odwrócenie kamery albo szybkie cięcie zniweczyło cały potencjał. Sam Jason wygląda w tej produkcji dość dobrze (poza idiotyczną twarzą), ale jest chyba mniej nadgniły niż poprzednio, a to jego ożywienie poprzez kontakt z kablem energetycznym przypomina nieco zmartwychwstanie Godzilli (nawet efekty wizualne są podobne). Dziwi mnie tylko, że czasem nasz zamaskowany jegomość wydaje odgłosy niczym jakiś potwór i miejscami głośno oddycha. Zyskał też na szybkości, bo zostając w tyle za swoją ofiarą,  nagle znajduje się tuż za jej plecami lub nawet przed nią - trochę to głupie, choć dodaje takiego kiczowatego uroku. Już nikt nie ma wątpliwości, że konwencja "Piątku, trzynastego" stała się stricte umowna i by dobrze się bawić, trzeba po prostu zaakceptować serwowane przez filmowców głupoty.
Sam scenariusz wraz z koncepcją, by Jason opuścił okolice Crystal Lake były nawet niezłe i przez to nastąpiły diametralne zmiany w klimacie czy scenerii, np. widzimy wnętrze i podpokłady statku, na który dostał się Voorhees. Później akcja również przenosi się na ulicę domniemanego Nowego Jorku. Jest to pewnego rodzaju odświeżenie cyklu, a obraz ten jest istną wizualizacją ducha lat 80. - znajdą się tu piosenki z tego okresu, a zdjęcia uwieczniają ówczesną modę, wygląd miasta itd. Stanowi to naprawdę spory walor ósmego odcinka i sprawia, że mimo wszystko ogląda się go z przyjemnością. Czasem trochę tęskno za domkami letniskowymi, leśną głuszą i skąpo ubranymi obozowiczkami, ale wszystkiego mieć nie można ;). W zamian dostaniemy ładnie uchwyconego Jasona w ponurych, klaustrofobicznych korytarzach "Lazarusa", a i nie zabraknie także dobrych momentów, jak np. wtedy, gdy morderca wbija rozgrzany kamień w brzuch jednego z pasażerów albo jak atakuje tę pustą laskę w jej kajucie. Wygląd statku jest przyzwoity i pozwala na w miarę poprawne wytworzenie atmosfery. "Jason zdobywa Manhattan" może mocno w napięciu trzymał nie będzie, ale o nudzie nie ma mowy. Szkoda tylko, że poskąpiono głównej atrakcji tej franczyzy, czyli widowiskowych zgonów. Poza paroma wyjątkami wszystko kończy się na pokazaniu zamachu/ataku, a potem efektu finalnego rękodzieła Jasona (wspominałem już o tym na samym początku).
Nie podobał mi się też wątek wizji głównej bohaterki, bo niczemu to nie służyło ani ostatecznie tego nie wyjaśniono. Zakończenie z kolei jest kompletnie kuriozalne, idiotyczne i jak dla mnie nie ma logicznego wyjaśnienia, przez co pozostaje po nim jedynie niesmak oraz zażenowanie. Osoba, która je wymyśliła powinna publicznie przeprosić wszystkich fanów za umysłową niedyspozycję. W ramach przerywników mamy natomiast akcenty humorystyczne, np. wtedy, gdy Jason goni Rennie i Seana, a kopnięciem rozwala magnetofon jakichś ulicznych degeneratów - oni mu się odgrażają, a Voorhees zdejmuje maskę, po czym kolesie uciekają w popłochu. Dobre też jest to, jak napakowany, pewny siebie barman czy tam kucharz jednego z barów  atakuje Jasona, a ten jednym ruchem rzuca nim o ścianę. Wisienką na torcie jest kultowa bokserska walka, na rzecz której Julius (jeden z bohaterów) traci głowę (i to dosłownie). Soundtrack został zaktualizowany i tym razem skomponował go Fred Mollin, w tle jednak pobrzmiewać będą nieco przearanżowane motywy Manfredini'ego. No cóż - dość obszernie rozpisałem się o plusach i minusach tej produkcji, dlatego podsumowanie będzie zbędne. Oceniam na 5/10. Podobnie jak wszystkie części, i tę mam nagraną z TV PULS z Januszem Koziołem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)