wtorek, 18 września 2018

"Jason X" (2001)

"Jason X" (2001) - paradoksalnie, tę część widziałem jako pierwszą z cyklu, a było to gdzieś na wiosnę 2007 r., gdy film przypadkowo nagrał mi się z telewizji (nastawione było co innego, ale włączyłem złą stację). Co prawda nie cały wszedł na taśmę, ale to, co udało mi się zobaczyć w pierwszej połowie, wówczas bardzo mi się spodobało - dużo zabójstw, nagości, kosmiczny statek i charyzmatyczny morderca, który mocno zapadł w pamięć. Za dzieciaka nie zwracało się tak uwagi na słabe efekty czy kompletnie nielogiczny scenariusz. Podczas kolejnych powtórek nie było już tak kolorowo - Jason pod szyldem New Line Cinema wyraźnie sobie nie radzi, a wytwórnia ta, mimo że w ciekawy sposób zaadaptowała samą postać, nie potrafi wykorzystać jej potencjału. Scenarzyści pod batutą Paramount brnęli w jeden schemat, pod koniec go udziwniając (choćby wątek Tiny obdarzonej telekinezą czy Jason zwiedzający Nowy Jork), ale ci z New Line Cinema usilnie próbowali stworzyć coś oryginalnego, jednocześnie odcinając się od klimatu pierwszych "Piątków, trzynastego". Szkoda tylko, że poszli w całkowitą, niezamierzoną abstrakcję i niemalże parodię.
W "Jason X" wydarzenia rozgrywają się w przyszłości (konkretnie w roku 2455), a Vorhees (jakoś mniej zgniły niż poprzednio) trafia na pokład statku kosmicznego, gdzie po odmrożeniu ze stanu hibernacji zmartwychwstaje po raz kolejny, a następnie zaczyna dziesiątkować załogę (czytaj: rządnych namiętności studentów i studentki rzecz jasna). W międzyczasie dowiadujemy się również, że Ziemia nie nadaje się do dalszej egzystencji, więc nasza cywilizacja została przeniesiona na inną planetę, o jakże wdzięcznej nazwie Ziemia 2. Tak, wiem - ciężko uwierzyć w to, co piszę, szczególnie, jeśli brać pod uwagę fakt, że na samym początku trwania tego kanonu nie było żadnych wątków nadprzyrodzonych i fantastycznych. Osobiście taka zmiana gatunkowa nie przeszkadzałaby mi jakoś i nawet bym jej tak nie torpedował, ale to, co zaprezentowano jest iście wątpliwej jakości. Fabuła nie tyle co w ogólnym zarysie okazuje się być słaba, ale i w poszczególnych momentach - badaczom z przyszłości udaje się ożywić kobietę sprzed ponad 450 lat, natomiast niedawno zabitych na pokładzie statku już nie. Owa technologia, wykorzystująca maszynę do regenerowania tkanek (czy jakoś tak) robi także z Jasona biomechaniczną hybrydę (Uber Jasona), która mogłaby stanąć w szranki z RoboCopem. Wielu fanów, gdy zobaczyło nowy wizerunek seryjnego zabójcy znad Crystal Lake pewnie spasowało, ale ja nawet zaakceptowałem jego nowe wcielenie.
Wykonanie oraz strona techniczna dziesiątego już obrazu spod znaku maczety i maski hokejowej jest strasznie uboga, a całość wygląda, jakby została nakręcona w ciasnym studio i na niebieskim ekranie - dekoracje i CGI jak na 2001 r. totalnie rozczarowują. To ogromny krok wstecz w stosunku do "Piątku, trzynastego IX: Jason idzie do piekła", gdzie efekty były naprawdę dobre, mimo znacznie mniejszego budżetu. "Jason X" wygląda niczym pospolity produkcyjniak, przeznaczony jedynie na rynek DVD. Nie zabraknie jednak pokaźnej ilości morderstw, a gore będzie dość względne. Znajdzie się także parę pomysłowych uśmierceń, np. poprzez zamrożenie i rozbicie twarzy, a także odrobina smaczków oraz nawiązań do wcześniejszych odsłon, np. w sekwencji, gdy Vorhees zawija w śpiwory dwie wirtualne dziewczyny i tłucze nimi o siebie, a potem uderza jedną z nich o drzewo, co stanowi jawne odniesienie się do VII epizodu. Tempo w dziesiątej kontynuacji jest jednak konkretne i niektóre momenty wbrew pozorom przytrzymają nas w napięciu, więc film ogląda się nieźle, a po paru piwach można go nawet zakwalifikować do osobistego rankingu guilty pleasure. Przyznam szczerze, że w jakiś dziwny, może sentymentalny sposób lubię tego gniota i przyjemnie mi się co jakiś czas go odświeża, aczkolwiek mam świadomość, jaki poziom to dzieło reprezentuje i jak negatywnie wpływa na całe uniwersum.
Z innych rzeczy nie podobał mi się jeszcze wątek tej laski-cyborga, która całkiem tu nie pasuje, a także dziwne sceny erotyczne - jeden z tych naukowców leży w damskich ciuszkach, a uczennica wykręca mu sutki, zaś inna z postaci próbuje się brzydko zabawić z wyżej wspomnianym cyborgiem. Widać w 2455 r. ludzie mają inne potrzeby seksualne. Do łask wróciły za to włosy na żel, porozpinane koszule czy inne elementy cechujące modę schyłku lat 90. Muzykę po raz kolejny w tej franczyzie skomponował Harry Manfredini, lecz tym razem postawił na zupełnie nowe kawałki, które praktycznie w ogóle nie są podobne do dawnych motywów przewodnich. Klasyczne brzmienia jednak czasem się przewiną, gdy będzie jakieś odniesienie do innych sequeli. Cóż - chyba napisałem już wszystko na temat tej produkcji. Oceniam ją na 4,5/10. Dawniej "Jason X" emitowano często w TVN i czytał go Janusz Kozioł, co jest istotną ciekawostką, bo pan ten był lektorem większości "Piątków, trzynastego" na stacji Puls, a i dziewiątki na VHS.

2 komentarze:

  1. Jak dla mnie to najbardziej niedoceniona ze wszystkich części "Piątku". Chyba moja druga ulubiona część po "Mannhatanie". I powinni zrobić jej kontytuację co się stało po tym, jak Uber Jason spadł ze statku i wpadł do jeziora (Crystal Lake?), bo wątpię, żeby zginął.

    OdpowiedzUsuń
  2. Te części są dość kontrowersyjne, a dla niektórych fanów nieoglądalne. Ja tam jakoś ich nie wielbię, ale też nie jadę po wszystkim dla zasady. W sumie ciekawe - może kontynuacja tego wątku wypadłaby lepiej niż wersja z 2009 r., która do tematu nic nie wniosła. Zastanawiające też jakby na dłuższą metę wypadł Uber Jason.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)