"Droga bez powrotu 5: Krwawe granice" (2012) - slasher to dość specyficzny odłam kina grozy i z całą pewnością jego konwencja nie nadaje się dla każdego. Osobiście jakimś zatwardziałym miłośnikiem tego typu horrorów nie jestem, ale przyznam, że lubię od czasu do czasu po jakiś sięgnąć. Ich konwencja nie zmieniła się od lat 80. - dalej są to proste filmy, gdzie trup ściele się gęsto, posoka zalewa ekran, a kobiece biusty zewsząd wyskakują. Jeśli się to toleruje, to w zasadzie czego chcieć więcej? Odpowiednia ilość piwa, chipsy i zachowując bezpieczny dystans można liczyć na niezłą zabawę. Taka jest właśnie "Droga bez powrotu 5" - żadna fabuła praktycznie tu nie istnieje, a już od napisów początkowych jest seks i lejąca się strumieniami krew.
Gdyby miało to być bardziej subtelne kino, czułbym się rozczarowany, ale czego oczekiwać od tego podgatunku? Co prawda tytuł posiada swoje minusy w postaci np. strasznie irytującego opiekuna kanibali czy braku jakichkolwiek bohaterów, którym można by było kibicować, ale nie jest to jakieś rażące. Przydałaby się w scenariuszu osoba, jakiej los nie byłby nam obojętny, ale tu wszyscy mają widowiskowo ginąć i już - taka specyfika tej serii. Dziwi mnie tylko, że przy początkowych scenach, gdzie widzimy ten festiwal, najpierw jest masa ludzi, a później ulice stają się opustoszałe i banda kanibali robi co chce - szlachtuje na środku ulicy, szarżuje samochodem czy kosiarką do trawy i nie wzbudza to żadnych podejrzeń :D. Sekwencji zabójstw będzie dużo, a ich wykonanie okaże się niczego sobie. Znajdzie się też odrobina humoru i autoironii. Klimat jest tu całkiem dobry - taka urocza B-klasa (albo nawet C-klasa). Jak to się mówi - solidny crap, stanowiący swoiste guilty pleasure i tyle. Może nie zasługuje na piąteczkę, ale podobnie jak część drugą oglądało się to zjadliwie, a czas szybko minął, wiec ocenę naciągnę. "Krwawe granice" oglądałem w stacji Super Polsat, gdzie lektorem był Stanisław Olejniczak.
Gdyby miało to być bardziej subtelne kino, czułbym się rozczarowany, ale czego oczekiwać od tego podgatunku? Co prawda tytuł posiada swoje minusy w postaci np. strasznie irytującego opiekuna kanibali czy braku jakichkolwiek bohaterów, którym można by było kibicować, ale nie jest to jakieś rażące. Przydałaby się w scenariuszu osoba, jakiej los nie byłby nam obojętny, ale tu wszyscy mają widowiskowo ginąć i już - taka specyfika tej serii. Dziwi mnie tylko, że przy początkowych scenach, gdzie widzimy ten festiwal, najpierw jest masa ludzi, a później ulice stają się opustoszałe i banda kanibali robi co chce - szlachtuje na środku ulicy, szarżuje samochodem czy kosiarką do trawy i nie wzbudza to żadnych podejrzeń :D. Sekwencji zabójstw będzie dużo, a ich wykonanie okaże się niczego sobie. Znajdzie się też odrobina humoru i autoironii. Klimat jest tu całkiem dobry - taka urocza B-klasa (albo nawet C-klasa). Jak to się mówi - solidny crap, stanowiący swoiste guilty pleasure i tyle. Może nie zasługuje na piąteczkę, ale podobnie jak część drugą oglądało się to zjadliwie, a czas szybko minął, wiec ocenę naciągnę. "Krwawe granice" oglądałem w stacji Super Polsat, gdzie lektorem był Stanisław Olejniczak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)