"X-Men: Przeszłość, która nadejdzie" (2014) - banalny i wymuszony film, nawet jak na cykl "X-Mena". Na początku mamy jakąś niby wojnę i eksterminacje mutantów (choć de facto guzik pokazano), a potem bohaterowie decydują „przenieść” w czasie Logana do lat 70., co też jest bardzo pretekstowe. Sam Wolverine stracił tutaj pazur i wygaduje jakieś ckliwe teksty o obraniu dobrej drogi, nawróceniu itd. Że what? To ostatnia postać, po której bym się tego spodziewał – kompletnie ją zarżnięto w tej odsłonie. Cała konwencja „Przeszłości, która nadejdzie” jest niemożebnie patetyczna oraz miałka, a zakończenie to już w ogóle gwóźdź do trumny - mamy tu niby dramatyczne momenty, slow-motion i giną znane postacie, ale dwie minuty później zostaje to odkręcone i otrzymujemy irytujący happy end. Nie można nawet liczyć na efekty specjalne, bo lepsze były w pierwszej części – starszej o 14 lat. Tutaj wszędzie widać ingerencje komputera czy green-screen. Nawet przemiany Mystique wypadają bardzo sztucznie - jak na 2014 rok, to marne te efekty. Fachmani się nie postarali ;). Miałem też nadzieję, że chociaż ciekawie pokażą lata 70., które mialy mocny klimat – kończy się na ledwie paru fajnych, aczkolwiek krótkich ujęciach. Daję 3/10, oglądałem to w Polsacie, ale niestety nie pamiętam, kto czytał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)