czwartek, 23 sierpnia 2018

"X-Men: Pierwsza klasa" (2011)

"X-Men: Pierwsza klasa" (2011) - niezbyt lubię tę serię i poza częścią pierwszą oraz "Wolverine" większość odsłon była dla mnie słaba. "Pierwsza klasa" na szczęście nie wypada jakoś najgorzej i nawet da się ją obejrzeć, choć nadal ten typ kina do mnie nie przemawia - otrzymujemy  kolejny przeciętny oraz efekciarski blockbuster, mający jedynie wyciągnąć jak najwięcej kasy z portfeli widzów. Całość została odpowiednio upolityczniona, ugrzeczniona, co widać w scenie wbijania noża w dłoń i postrzału z broni w głowę z odległości dwóch metrów, gdzie nie ma ani odrobiny krwi. Sceneria często jest sterylna, wielokrotnie zajeżdżająca niebieskim ekranem, a CGI wypada kiepsko, plastikowo i wyraźnie rzuca się w oczy; jestem skłonny powiedzieć, że wygląda gorzej niż w pierwszych "X-Menach". Z tych powodów prawie żadnych emocji ani napięcia tu nie uświadczymy, skoro wszystko zniechęca i zajeżdża sztucznością, a i brakuje tej fizyczności/namacalności. Strona techniczna okazuje się być bardziej niezadowalająca, ale produkcja ta broni się naprawdę solidnym aktorstwem, a także ciekawie zarysowanymi postaciami - James McAvoy jako młody profesor Xavier i Michael Fassbender w roli Magneto tworzą świetnie wykreowanych bohaterów, posiadających swoją osobowość, charakter i motywacje.
Na drugim planie wspomaga ich Kevin Bacon, który jak zawsze nieźle wymiata, szkoda tylko, że z granego przez niego Sebastiana Shawa zrobiono mutanta, bo o wiele ciekawiej wypadał jako ten naukowiec współpracujący z nazistami. Za jego genezę odpowiadają jednak autorzy komiksów, którzy powołali go do życia, więc nie mogę czepiać się scenarzystów. Pozostali prezentują się różnie - jedni są dość dobrze napisani, drudzy jedynie uzupełniają tło. Poszczególne wątki dotyczące niektórych z protagonistów przykuwają nawet uwagę, jak choćby rozterki Mystique czy pomału rodzący się konflikt między Xavierem a Erikiem Lehnsherr'em (Magneto). Kapitalne oraz pamiętne jest cameo Logana, pojawiającego się w jednym momencie. Epizodyczną rolę ma też Michael Ironside, czyli spec od czarnych charakterów. Z innych aspektów podobała mi się jeszcze muzyka, miejscami charakteryzacja czy scenografia stylizowana na lata 60., aczkolwiek dopatrzyłem się tu jednej nieścisłości - niektóre z postaci mają dłuższe włosy i bokobrody, co było bardziej charakterystyczne dla lat 70. Prequel ten jest nawet do strawienia, a pojedyncze elementy fabuły dosyć mnie zainteresowały. Jak już wspomniałem, główni aktorzy - McAvoy i przede wszystkim Fassbender wznoszą się na wyżyny i "Pierwszą klasę" ogląda się właściwie dla nich. Film oceniam na 5/10, oglądałem go na Polsacie, a lektorem tej wersji jest Radosław Popłonikowski. Pozostałe tytuły z cyklu "X-Men" pewnie też obejrzę z czystej ciekawości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)