"Motywy zbrodni" (1991) - nieco zapomniana dziś produkcja, przepełniona solidnym, lekko mrocznym klimatem lat 90. - aż chce się ten tytuł oglądać właśnie z powodu uroku tamtych lat. Oczywiście to nie jedyne jego plusy. Historia jest dość ciekawa - może jakoś przesadnie nie zachwyca, ale dajemy się wciągnąć w intrygę głównej bohaterki i z zaangażowaniem śledzimy kolejne retrospekcje czy fakty, układając sobie w głowie przebieg wydarzeń. Harvey Keitel (jak zwykle w roli detektywa) jako John Woods subtelnie każe nam zwrócić uwagę na jakiś niepasujący do układanki element czy podejrzany szczegół. Tempo produkcji jest nieśpieszne, ale ogląda się ją w napięciu i chyba każdego ciekawi, w jaki sposób zostanie rozwikłana zagadkowa śmierć Jamesa.
Dobrą i nietypową rolę miał Bruce Willis jako "zmenelony", wąsaty nierób, który pasożytuje na swojej żonie. Taki trochę "typowy Janusz" lat 90. Swoją drogą, ciekawi mnie zbieżność nazwiska granej przez niego postaci - James Urbanski. Czy Amerykanie mieli wtedy o nas takie wyobrażenie? To już nie pierwszy amerykański film, gdzie jakaś postać ma polskie nazwisko i kreowana jest właśnie w taki nieco stereotypowy sposób, jako brudas/nierób czy wąsaty alkoholik. Chociaż to może przypadek i nieco nadinterpretuję to. Tak czy inaczej, warto zobaczyć Willisa w tej roli - wtedy jeszcze coś wiedział o aktorstwie, a nie jak dziś - pojawia się w filmach, by nadciągnąć je nazwiskiem i parominutowym występem na dalszym planie. Demi Moore także wypada dobrze. Ogółem niezły kryminał/thriller z czasów VHS. Trochę nadciągnę na 7/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)