poniedziałek, 27 sierpnia 2018

"28 dni później" (2002)

"28 dni później" (2002) - wydawałoby się, że to kolejny zombie-horror jakich wiele, jednak nic z tych rzeczy (choć łatwo można się pomylić), ponieważ dzieło Danny'ego Boyle'a to film niebanalny, nieschematyczny i z całą pewnością nie jest to rasowa produkcja o nieumarłych. Ich geneza zostaje podrasowana, a reżyser żongluje różnymi gatunkami, wplatając elementy postapokaliptyczne oraz kina drogi - mamy tutaj opuszczony Londyn i wędrówkę bohaterów do blokady wojskowej, w której rzekomo znajduje się pomoc. Klimat jest pierwszorzędny, a atmosfera budowana skrupulatnie. Przeplata się także uczucie ciągłego zagrożenia z uczuciem swoistej sielanki w scenach, gdy bohaterowie zmierzają do rzekomo stacjonującej jednostki wojskowej. Protagoniści zatrzymują się m.in "na zakupach" i nocują gdzieś na uboczu, na łonie natury, co daje namiastkę "normalności" i człowieczeństwa w czasie kryzysu cywilizacyjnego, gdzie wirus dziesiątkuje ludność, a żeby przeżyć, trzeba zabijać bez skrupułów i bez mrugnięcia okiem.
Momenty, w jakich widać wyludnione miasto i ulice robią wrażenie - czasem w kadrze widzimy naprawdę spore obszary, które są kompletnie opustoszałe. Ładnie zostało to uchwycone i jest czym nacieszyć oko, ale "28 dni później" było kręcone cyfrowymi kamerami, co czasem przekłada się na jakość (jest miejscami kiepska), a także dość chaotyczne ruchy, które mogą zdekoncentrować widza. Nie jest to jakiś zły zabieg, ale dość zwracający uwagę, jednak po jak jakimś czasie da się przyzwyczaić do takiej formy i przestaje być ona zauważalna. Poza tym, styl filmowania jest tu dość autorski i to istna wirtuozeria Boyle'a - mamy ujęcia pod różnym kątem, z różnej perspektywy, a czasem jedna sekwencja pokazana zostaje z różnych stron, co nadaje wiarygodności, dynamiki oraz rzuca nas w centrum akcji (o ile nie jest ona zbyt rozbiegana). Strona wizualna jest więc niezłą gratką, a w połączeniu ze specyficzną, ładną muzyką i wciągającą fabułą obraz ten staje się pamiętny, nie popada w rutynę i nie brnie utarte klisze.
Twórcy wprowadzili też wątki dramatyczne, gdzie postacie muszą przewartościować swoje życie, zmienić plany, marzenia i odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W ostatnim akcie Boyle i Alex Garland (autor scenariusza) stawiają również pytanie, na które każdy oglądający musi odpowiedzieć sobie sam: kto tak naprawdę jest gorszy - zarażeni, nieświadomi swojego zachowania obywatele, kierujący się pierwotnymi instynktami czy ludzie, mający wolną wolę, a wybierający przemoc i zdemoralizowanie. Poza uwidocznioną, psychologiczną głębią, "28 dni później" ma także do zaoferowania sporo krwawych scen z imponującymi efektami specjalnymi, pozbawionymi CGI. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to tylko do jednej rzeczy - Jim, jeszcze niedawno będący w śpiączce, wycieńczony fizycznie, niedożywiony, w finale pokonuje wyszkolonych żołnierzy, od których wcześniej zbierał cięgi. Jest to naciągane, ale osobiście przymknąłem na to oko i cieszyłem się filmem, który (chyba oszalałem), ale oceniam na 8/10. Oglądałem go w TVN , gdzie bardzo ładnie listę dialogową przeczytał Jarosław Łukomski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)