środa, 25 lipca 2018

"Wielka bitwa potworów" (2001)

"Wielka bitwa potworów" (2001) - ta odsłona jest zdecydowanie najbardziej przybliżona założeniom i wydźwiękowi filmu Hondy z 1954 r., ale Shusuke Kaneko w żaden sposób nie próbuje naśladować ani kopiować rozwiązań z oryginału, tylko ma własną interpretację postaci Godzilli i tworzy zupełnie inną historię. Klimat też jest tutaj zgoła inny, bo reżyser bardziej poszedł w kierunku mistyki i uduchowienia, a kaiju przedstawione są jako święte potwory, obrońcy, mające zakorzenienie w japońskich legendach. Sam Godzilla u Kaneko to potwór, który powrócił, by przypomnieć o konsekwencjach wojny i jej ofiarach - siłę dają mu duchy poległych. Jak widać, zmian jest sporo i konwencja także przeszła metamorfozę, ale przekaz antywojenny i koncepcja ojca serii zostały zachowane. Scenariusz "GMK" jest przemyślany, sprawny i ma najlepsze elementy cyklu, jak. np. stopniowe, skrupulatne rozwijanie fabuły, poszczególnych motywów i łączenie faktów przez bohaterów. Pojawia się też tutaj wątek reporterów, który przewija się w tej franczyzie cyklicznie, już od czasów pierwszych filmów, ale Kaneko w zaradny sposób operuje schematami, a i zawsze dodaje coś do siebie, tym samym trzymając intrygę w ryzach. Niestety, do fabuły przedostały się elementy humorystyczne, które wielokrotnie są nietrafione i zbędne, a w połączeniu ze zbyt ekspresyjnym, czasem groteskowym aktorstwem daje to nieco irytujący efekt, nierzadko pasujący jak pięść do nosa. To chyba największa wada tej produkcji, obok głupich, często pretensjonalnych dialogów (choć tutaj może być też winne tłumaczenie). Oczywiście nie wszyscy aktorzy grali w przerysowany sposób, bo niektóre postacie były naprawdę dobrze napisane i zapadały w pamięć - np. powściągliwy i inteligentny admirał Tachibana, jego córka Yuri czy profesor Isayama (albo raczej jego duch), którego grał istny weteran wytwórni Toho, Eisei Amamoto.
Strona techniczna "Wielkiej bitwy potworów" ma się pysznie i udowadnia, że efekty praktyczne zawsze będą górowały nad nawet najlepszym CGI. Co prawda czasem widać, że niektóre ujęcia są ewidentnie studyjne i, że potwory są odgrywane przez aktorów, ale kompletnie to nie przeszkadza, a wręcz dodaje uroku i fizyczności. Ponadto, każdy z kaiju ma duszę, swoją osobowość i indywidualny wachlarz zachowań - brakuje tego w amerykańskich produkcjach, gdzie bestie z reguły przedstawiane są w kompletnie anonimowy, jednowymiarowy sposób - mają efektownie coś rozpieprzyć i równie efektownie zginąć. Genezę Króla Ghidory i Mothry dość znacząco tutaj zmieniono, bo ten pierwszy nie jest już kosmicznym rozbójnikiem (ani nie jest na niczyich usługach), a ćma nie ma swoich strażniczek i nie przybywa z wyspy Infant - obie bestie są tutaj mitycznymi, świętymi potworami, stającymi w obronie natury i ludzkości. Ponadto, trochę osłabiono ich umiejętności, żeby był lepszy kontrast z potęgą Godzilli, który tutaj jest o wiele bardziej agresywny i wredny niż dotychczas. Uosabia czyste zło (ale i tragizm) i to istny przeskurwysyn, z którego siłą nic nie może się równać. Kostium Króla Potworów jest całkowitą nowością i bestia ma tutaj bardzo dużo demonicznych cech - m.in powiększone kły i pozbawione źrenic oczy. Robi to wrażenie i było strzałem w dziesiątkę - idealnie pasuje to do wizerunku Króla w tej odsłonie.W pomniejszej "roli", po latach niełaski, na ekranie pojawia się jeszcze Baragon - sympatyczna gadzina, którą naprawdę miło widzieć po kilku dekadach nieobecności. Występ Baragona jest bardziej drugoplanowy, ale ma on swoje parę minut, by się zaprezentować.
Solidny jest również soundtrack Ko Otani - ma charakter dość melancholijny, wprowadzający w zadumę, ale słyszalne są także mocniejsze brzmienia, ilustrujące terror Godzilli. Zdjęcia są barwne, a sceneria zróżnicowana - możemy ujrzeć zurbanizowane tereny, pełne najnowocześniejszej technologii, ale i naturalne krajobrazy - góry, jeziora, lasy itd. Takie połączenie jest interesujące i idealnie oddaje ducha Japonii - kraju, gdzie szybki postęp się przecina, ale i koegzystuje z tradycjami i naturą. Ogólnie -"GMK" to jedna z najbardziej udanych części, a Shusuke Kaneko doskonale rozumie założenia tej serii i pozostaje wierny wizji Ishiro Hondy, twórcy oryginału. Swoje dzieło utrzymuje jednak w odmiennej, autorskiej stylistyce. Oceniam na 8/10.

Film ten można spotkać pod różnymi tytułami - Polsat emitował go jako "Wielka bitwa potworów" (czytał Janusz Kozioł), Ale kino! pt. "Godzilla, Mothra i Król Ghidorah atakują", ale funkcjonuje też tytuł "Godzilla, Mothra, król Ghidora: Gigantyczne potwory atakują". Każda z alternatyw jest na swój sposób oficjalna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)