środa, 25 lipca 2018

"Terror Mechagodzilli" (1975)

"Terror Mechagodzilli" (1975) - ostatnia odsłona serii Showa, a także ostatni film o Godzilli w reżyserii Ishiro Hondy, "ojca serii", który "Terrorem Mechagodzilli" żegna się z nią w piękny sposób. Jest to także ostatni występ Akihiko Hiraty, który od 1954 roku cyklicznie grał w poszczególnych częściach - niestety nie doczekał on serii Heisei, w której również miał się pojawić. "Terror Mechagodzilli" to nostalgiczne i pesymistyczne dzieło, podsycane smutnawym soundtrackiem Akiry Ifukube. Widać, że reżyser ponurym i surowym klimatem chce przywołać skojarzenia z pierwszym filmem i pożegnać się ze swoim dziełem. Odcina się także od głupkowatych i komiksowych produkcji Juna Fukudy, chociaż w swoim filmie kontynuuje wątek ekologiczny zapoczątkowany w 1971 roku przez Yoshimitsu Banno, a utrwalony przez właśnie Fukudę. Naprawdę fajnie, że przywrócono poważny to, a dodatkowo obraz ten nawet stylistycznie nawiązuje do lat 50. -  jest szalony naukowiec, kiczowate stroje obcych itd.

Ogólnie "Terror Mechagodzilli" miejscami trąci nieco ostrą B-klasą i lekką tandetą (chociaż nie taką jak w innych częściach lat 70.), ale może w tym tkwi jego urok? Pierwsza połowa to wątek śledztwa w sprawie Titanosaurusa - poznajemy smutną historię dr Mafune i jego córki Katsury. Pojawia się także dość tragiczny w skutkach wątek romansowy. Mimo braku akcji i potworów film ogląda się dobrze, dzięki całkiem możliwie wykreowanym postaciom ludzkim i przyzwoicie prowadzonym wątkom. Druga połowa to dramatyczna walka Godzilli z Mechagodzillą i Titanosaurusem. Tym razem jest to dość konkretny pojedynek wręcz, a potyczki na promienie ograniczono do minimum, co moim zdaniem poszło na korzyść. Reasumując - udane i dość dobre zakończenie pierwszej serii Godzilli w nieco kiczowatej otoczce, a także ostatni epizod, który wyszedł spod ręki Ishiro Hondy - dziękujemy. 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)