środa, 25 lipca 2018

"Godzilla kontra Mechagodzilla" (1974)

"Godzilla kontra Mechagodzilla" (1974) - jedna z najsłynniejszych i najbardziej kojarzonych części Godzilli - rekompensata Fukudy, który poprzednimi filmami wyprowadził serię na manowce. No i tutaj pojawia się po raz pierwszy jeden z najpopularniejszych antagonistów serii - Mechagodzilla, który w późniejszych częściach wystąpi jeszcze kilkukrotnie. Odkąd pamiętam, zawsze lubiłem tę odsłonę i wychowałem się na niej - kasetę VHS z tym tytułem odpalało się czasem kilka razy dziennie. Mam naprawdę spory sentyment do tego epizodu i często do niego wracam, choć pewnie widziałem go już ze 30 razy. Sentyment sentymentem, ale jakby nie patrzeć, to jest tocałkiem niezły film z solidnym klimatem. Sam wątek legendarnej przepowiedni jest już naprawdę pomysłowy. Kosmitów też byłby przyzwoity, jakby nie ich wygląd - ktoś w niezbyt subtelny (żeby nie powiedzieć chamski) sposób nawiązał do cyklu "Planeta Małp". Nigdy mi się to nie podobało, ale z czasem zaakceptowałem i to jedyny taki mankament tej produkcji.

Cały wątek ludzki jest nawet spoko, a akcji nie brakuje - mamy kilka walk i dość często widać potwory. Potyczki są dość dynamiczne, nawet krwawe i ogląda się je w napięciu (nawet jak zna się film na pamięć). Pamiętnym momentem jest wybudzanie King Caesara (ja tam lubię tego potwora i nie zgadzam się, że wygląda słabo. Niby mogło być lepiej, ale dla mnie i tak OK jest) i kultowa już scena, jak Mechagodzilla atakuje swoich przeciwników wszystkimi broniami na raz. Jest power ;). Produkcja ta ma też całkiem zgrabny klimat lat 70. i ładnie pokazuje japońską kulturę - zdjęcia w Okinawie super wyglądają. Uroku dodaje także muzyka skomponowana przez Masaru Sato. Ocena to 7/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)