niedziela, 8 lipca 2018

"Eksperyment" (2001)

"Eksperyment" (2001) - motyw "Eksperymentu" przed obejrzeniem filmu opowiadającym o nim, nie był mi obcy - w 2017 roku trafiłam na ten sam wątek w jednej z książek psychologicznych. Mowa tu o projekcie badawczym, przeprowadzonym pod okiem Philipa Zimbardo w 1971 roku. Później usłyszałam, że został on wykorzystany do napisania scenariusza filmu i okazuje się, że był to dobry pomysł. Sięgnęłam po produkcję z 2001 roku, spodziewając się lepszej realizacji niż w "Eksperymencie" z roku 2010, wszak dobrze wiemy, że to, co odróżnia nowsze od starszych produkcji, to podejście do tematu i w przeważającej części wygrywają te drugie. Tam, gdzie ma być krwawo i aż się o to prosi, tam tak właśnie powinno być. Szczególnie filmy psychologiczne powinny obrazować najprawdziwszą rzeczywistość - w końcu reżyser skupia się w nich na dokładnym przyjrzeniu się ludzkiemu umysłowi, zaglądnięciu w jego zakamarki, a także odkryciu pułapek, w jakie daje się wplątać. Oliver Hirschbiegel spisał się bardzo dobrze i to, co "zaserwował" widzom ogląda się z pełnym skupieniem oraz przejęciem, odczuwając niepokój, obrzydzenie, współczucie i momentami wstyd za siedzącą w każdym człowieku i uruchamiającą się w "odpowiednim" czasie, paskudną i podłą naturę. Powiedzmy sobie jednak szczerze - eksperymenty mają nam coś udowodnić, przedstawić niepodważalne dowody na to, na czym badacz chciał się skupić. W tym przypadku z człowieka w zastraszającym tempie wychodzi wszystko co najgorsze.
                               
W tytułowym "Eksperymencie" uczestniczy grupa młodych mężczyzn, którzy dobrowolnie zgłosili się do badania. Po podziale, część z nich miała odgrywać role strażników, a część więźniów. Hirschbiegel stopniowo ujawnia coraz okrutniejsze zachowania jednych wobec drugich i na odwrót, wyłania także osobników najbardziej charakterystycznych, odważnych i silnych psychicznie. Jesteśmy świadkiem chęci dominacji nad słabszym, pokazania swojej wyższości, ale i obrony przed okrutnym traktowaniem. Główny bohater, Tarek (czyli Moritz Bleibtreu), przed wzięciem udziału w eksperymencie zapoznaje Dorę (w tej roli Maren Eggert), która w końcu odkrywa jego pobyt w fikcyjnym wiezieniu i ma z nim coraz więcej wspólnego. Niestety, na coraz gorszym jego przebiegu cierpią też ci, którzy stoją z boku, jak wspomniana dziewczyna czy profesor, obserwujący konkretne działania, odruchy, psychikę - jej załamanie czy zwiększającą się pod wpływem rożnych czynników psychiczną odporność.

Nikt nie przypuszczał, że w przeciągu zaledwie paru dni mężczyźni w pełni oddadzą się swojej roli. Mamy do czynienia z efektem psychologicznym - każdy z uczestników wiedział, że nic nie jest w tym "na poważnie" i za jakiś czas wrócą do normalnego życia, a jednak powoli przechodzili od słów do czynów, nierzadko brutalnych. No i taki szczegół, bo szczegół, ale miło było dojrzeć kilka kaset VHS, na których archiwizowano nagrania z monitoringu (a wspominam o tym, bo na naszym blogu bardzo wyraźnie widać ten VHS-owy klimacik). Tak jak już wcześniej wspomniałam, "Eksperyment" został zrealizowany w taki sposób, że widz chętnie obserwuje te nieludzkie - przyznajmy to szczerze - zachowania i coraz bardziej zaczynają go one niepokoić. Momentami byłam naprawdę przerażona, ale to znaczy, że reżyser wykonał kawał dobrej roboty ;) Aktorzy spisali się według mnie dobrze i naprawdę to poczuli. Film uważam za wciągający, dający do myślenia i z pewnością nie jest to ten, o którym łatwo można zapomnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)