sobota, 7 lipca 2018

"Dark Water" (2002)

"Dark Water" (2002) - jest to kolejny słynny, japoński film grozy, który wyreżyserował Hideo Nakata, twórca kultowego już dziś dla wielu "Kręgu". Reżyser tym razem poszedł bardziej w stronę mrocznego dreszczowca niż rasowego horroru, jakim był "Krąg", ale podobieństw mamy jednak sporo, no i cała historia prowadzona jest w bardzo podobny sposób, że czasem ciężko się oprzeć wrażeniu "déjà vu". "Dark Water" jest jeszcze skromniejsze i bardziej kameralne niż "Krąg", a Nakata przede wszystkim nacisk kładzie na klimat - wychodzi mu to całkiem sprawnie, ale niestety na tym klimacie i odpowiedniej podbudowie superlatywy się kończą. Ambicje i wyobraźnia reżysera o wiele bardziej przewyższają jego umiejętności - intryga ma ręce i nogi, jest przemyślana, ale nie ma siły przebicia. Całość wygląda raczej jak długi wstęp, przedsmak, a nie zamknięta historia. Napięcie jest dawkowane odpowiednio, ale wszystko urwane jest w taki sposób, że suspensu tu niestety nie uświadczymy. Zakończenie - najlepszy element, jest nieprzewidywalne i wzbudzające lęk, ale w chwili, gdy pojawiają się napisy końcowe, to na usta ciśnie się "ale to już koniec?".
Nim film się właściwie rozkręci, to już nadchodzi koniec i podczas jego oglądania jest się raczej średnio usatysfakcjonowanym, choć można kontemplować klimat i podziwiać naprawdę ładne zdjęcia, z których bije aura tajemniczości oraz niepewności. Podobało mi się też pokazanie wody jako zagrożenia - jest ona tutaj wszechobecna, jest swoistym bohaterem tego obrazu i nawet jak nie widzimy jej w kadrze, to wiemy, że gdzieś na pewno jest zaciek albo kałuża, która zaraz zostanie dostrzeżona. Hideo Nakata miał ciekawe, nieszablonowe pomysły na wzbudzanie grozy u oglądającego i tym sposobem w jego filmach zło drzemie w przedmiotach codziennego użytku (kaseta VHS z "Kręgu") lub zwykłej, wydawałoby się pospolitej naturze (woda w "Dark Water"). Niestety - same metody straszenia u niego są dość trywialne (szczególnie w tej drugiej produkcji).
W "Dark Water" bardzo zawodzą również efekty specjalne - w jednej z najciekawszych scen dostajemy po oczach mizernym CGI, a charakteryzacja upiora z końcówki jest raczej biedna. No i niestety brakuje tu oryginalności - to już kolejny azjatycki horror, gdzie mamy ducha dziecka z czarnymi włosami i bladym licem, upominającego się o swoje. Ale tym razem chociaż aktorstwo jest przystępne i mamy dość wiarygodnie zachowujące się postacie. Moja ocena to 5/10 - ogląda się dobrze, ale film wygląda jak wersja demo - to nawet nie wina braku akcji, ale przesadnej skromności i urywania najbardziej emocjonujących scen przed finiszem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)