"Wirus" (1999) - ten film wbrew pozorom jest nawet przyzwoity i jako kino science-fiction wypada całkiem nieźle, a jednak poniósł ogromną klapę w kinach i krytycy go zjechali. Dziś "Wirus" jest już zapomniany i niewiele osób go pamięta, choć scenariusz jest niebanalny, a obsada robi wrażenie - pojawia się tutaj Jamie Lee Curtis, William Baldwin, Donald Sutherland, Joanna Pacuła i Cliff Curtis. Realizacja tej produkcji także jest dobra, więc co jest przyczyną krytyki? Według mnie - schematyczność, która pogrzebała nietuzinkowe wątki i dość oryginalne podejście do wątku kosmitów i inwazji. Tutaj są oni przedstawieni jako elektryczność, która docierając do Ziemi na nowoczesny, rosyjski okręt, opanowuje komputery i za pomocą naszej techniki oraz dostępnej wiedzy tworzy biomechaniczne hybrydy, mające unicestwić rodzaj ludzki, traktowany przez pozaziemską formę życia jako swoisty wirus. Takiego pomysłu na przedstawienie obcych jeszcze nie było i pod tym kątem jest naprawdę super, bo dostajemy coś świeżego i nowatorskiego, aczkolwiek zostaje zaserwowane to w zbyt klasycznym, zbyt oklepanym stylu i zakończenia, a także poszczególnych punktów kulminacyjnych możemy się domyślić bez żadnego wysiłku.
Całość wystylizowana jest na modłę "statku widmo" i idzie krok po kroku po wyznaczonych kliszach - bohaterowie znajdują opuszczony statek, pojawia się wizja zbicia niezłej sumki, mamy sprawdzanie podpokładów, jest także jedyny ocalały członek załogi, opowiadający niestworzone historie itd. Standardowo dostajemy także wątek konfliktu w grupie w chwilach kryzysowych, buntu, rozdzielenia się załogi i inne zabiegi scenariuszowe, które są niesamowicie ograne. Również postacie są płytkie i papierowe - jest chciwy kapitan, dla którego liczy się tylko potencjalne wynagrodzenie za odprowadzenie statku do portu, jest młody i szlachetny żeglarz, który przeciwstawia się kapitanowi, jest twarda kobieta, murzyn zgrywający twardziela i Latynos ciągle gadający pod nosem swoim językiem i dziwiący się Amerykanom. Już w pierwszych minutach możemy typować kto zginie pierwszy, a kto przeżyje do końca. Nagromadzenie takiej ilości schematów niestety psuje trochę odbiór tego filmu i nie jest on zbyt porywający, skoro wszystko jest nader przewidywalne i restrykcyjnie trzymające się reguł rządzących takim typem kina.
Efekty specjalne są dobre i co najlepsze - praktycznie nie uświadczymy tutaj CGI, tylko mamy modele animatroniczne i charakteryzację. Niejednokrotnie można oko nacieszyć wymyślnymi, biomechanicznymi tworami i robotami. Minusem jest, że czasem baaardzo wolno się one poruszają i tym samym nie wzbudzają grozy, ale nie można mieć też wszystkiego. Scenografia i wygląd statku jest OK, chociaż brakowało klimatu klaustrofobii i osaczenia. Muzyka jest średnia i raczej nie wpada w ucho - coś tam w tle leci i tyle. Ogólnie - koncepcja ciekawa, wykonanie niczego sobie, ale za dużo tutaj szablonów i oscylowania wokół przyjętego schematu, który nie pozwala się rozwinąć głównemu wątkowi. Potencjału obsady w ogóle nie wykorzystano, bo wszyscy bohaterowie są jednowymiarowi i od pierwszej sceny wiemy co się z kim stanie."Wirus" oceniam na 5/10, ale lubię ten film i cenię sobie, że twórcy chcieli nakręcić coś oryginalnego, co nie do końca się udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)