niedziela, 10 czerwca 2018

"Nietykalni" (2011)

"Nietykalni” (2011) – do tego filmu zasiadłem z neutralnym podejściem, nie sugerując się często skrajnymi, nieadekwatnymi ocenami; dzięki temu udało mi się wyrobić własne zdanie na temat „Nietykalnych" - jest to produkcja prosta, ale sprawnie zrealizowana, że mimo banalności można się w nią zaangażować i cieszyć się każdym kadrem, nie zwracając uwagi na scenariuszowe braki. Fabuła jest tutaj bowiem niezbyt szeroko rozpisana ani oryginalna, bo podobne wątki były już często w kinie wykorzystywane, choćby w takim filmie jak „Zapach kobiety”czy częściowo w „Gran Torino”, ale twórcy przy pisaniu scenariusza głównie skupili się na zarysowaniu relacji między bohaterami, a dzięki wytrawnej, subtelnej reżyserii udało się z tej dość stereotypowej opowieści wykrzesać całkiem sporo, a podane jest to w sposób przyswajalny i zjadliwy – nie uświadczymy tutaj nader wydumanych, patetycznych momentów ani przekoloryzowanych relacji, choć całość ma luźniejszy ton i jest dość umowna, zrobiona z przysłowiowym przymrużeniem oka, z uwagi na oczywiste naiwności i nierzadko humorystyczną konwencję, która pomaga w odbiorze i nadaje filmowi uniwersalności, a tym poszerza grono jego odbiorców. Ja bym właśnie „Nietykalnych” rozpatrywał pod tym kątem – to obraz pokrzepiający, miejscami zabawny, mający przyciągnąć uwagę widza do prezentowanych wydarzeń, oczarować go, a niektórzy doszukują się w nim sztucznej głębi i nadinterpretują go, co niestety sprawia, że wielokrotnie jest przeceniany, a jego wartość jest zawyżana. Oczywiście nie uważam, że to filmowa wydmuszka czy bezwartościowa produkcja, bo „Nietykalni” udowadniają, że z dość schematycznej historii da się nakręcić coś ciekawego, co urzeknie tematyką i sposobem przedstawienia – wystarczą odpowiednie, twórcze ambicje i nietuzinkowe podejście do szablonu.
Siłą tego tytułu jest także solidne aktorstwo, dzięki któremu postacie stają się wyraziste i czuć chemię między nimi. Przyjaźń Drissa i Philippe'a jest wręcz namacalna, wiarygodna, choć bohaterowie są napisani na zasadzie kontrastu i groteski. Szczególnie Driss jest przedstawiony jako typowy, niezbyt inteligentny osiłek z ulicy, a część jego zachowań to potwierdza. Nie stanowi to jednak problemu z odbiorem postaci, która na swój sposób jest sympatyczna i którą się lubi. Brakowało mi jednak bardziej wyrazistego rozpisania jego relacji z rodziną i otoczeniem – zostało to zobrazowane dość powierzchownie, ogólnikowo. Tak naprawdę nie wiemy, co skłoniło go do napadu i jakie ma motywacje. Widzimy go w paru przebitkach, jak na ulicy czy dworcu pali z ziomalami fajki i tyle. Trochę brakowało mocniejszego zaakcentowania realiów ze świata Drissa. Również relacje Philippe'a z córką zostały trochę po macoszemu potraktowane. Co prawda nie wpływa to na ocenę całości i nie jest to jakiś mankament, ale jak dla mnie brakuje paru treściwych momentów i lepszego rozpisania wątków pobocznych. Wtedy film byłby bardziej pełniejszy.
Technicznie też jest naprawdę nieźle – soundtrack jest bogaty, muzyka pięknie ilustruje „Nietykalnych” i zapada w pamięć, co jest rzadkością w dzisiejszym kinie. Zdjęcia i montaż również są fajne – może nie uświadczymy tu wirtuozerii, ale da się dostrzec, że odpowiada za to osoba, zdająca sobie sprawę, jak ważnym czynnikiem jest praca kamery oraz odpowiedni montaż i skrupulatnie to wykorzystuje. Ogólnie – nawet niezła pozycja, która jest pogodna i podnosząca na duchu – maskuje to miałkości scenariusza, a realizacja i wykonanie przykuwa oko. Może to nie tytuł, który bym chętnie komuś polecił, bo o tematyce przyjaźni znajdą się lepsze, ale z przyjemnością kiedyś „Nietykalnych” postawie na półce z DVD. Moja ocena to 7/10 – film widziałem na TVP Kultura i czytał Maciej Gudowski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)