wtorek, 22 maja 2018

"Swobodny jeździec" (1969)

"Swobodny jeździec” (1969) – takie kultowe i słynne filmy ciężko komentować, bo właściwie wszystko o nich zostało już napisane i powiedziane – zarówno w kontekście pozytywnym, jak i negatywnym. Postaram się jednak napisać parę zdań od siebie, może kogoś zaciekawi moja opinia. Przynajmniej mam taką nadzieję :P. Ale do rzeczy - „Easy Rider” to dość kontrowersyjna produkcja, która miała znaczący wpływ na rozwój kinematografii, no i zdefiniowała kino drogi – dzięki niej potem ujrzeliśmy „Znikający punkt”, częściowo „Konwój” czy późniejsze „Thelma i Louise”. Dennis Hopper pokazuje tutaj drogę do poszukiwania wolności - nieograniczonej wolności, a przy okazji funduje nam wycieczkę po Stanach Zjednoczonych i po różnych grupach społecznych. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to film o paleniu trawki i zwykłej jeździe motocyklem, ale jest to wolność widziana oczami bohaterów oraz z ówczesnej perspektywy/wyobrażenia wolności - całość ma bowiem hippisowski charakter i pojęcie wolności przedstawione jest właśnie z punktu widzenia takich grup. Wyobrażenie dzisiejszych ludzi może być inne, ale tutaj akcja się dzieje w burzliwym okresie końca lat 60. - okresie dzieci kwiatów i buntu.        
Reżyser  pokazuje także mentalność ludzi z różnych wspólnot  i ich stosunek do głównych bohaterów; obywatele USA wtedy byli dość konserwatywni i nieprzychylnie, a właściwie to nawet wrogo nastawieni w stosunku do indywidualistów i ludzi szukających własnej drogi. Jak dobrze pokazuje „Swobodny jeździec”, za jakiekolwiek odstępstwa od normy człowiek mógł być szykanowany i opluwany przez społeczeństwo, co zresztą zgrabnie wyjaśnia jeden z bohaterów, niejaki Hanson, grany przez Jacka Nicholsona, w jednej z najlepszych scen filmu, jak przy ognisku tłumaczy motocyklistom, czym różni się mówienie o wolności, a bycie wolnym. Nie będę jednak cytował tej wypowiedzi, żeby nie psuć nikomu przyjemności z oglądania, bo już tylko dla tego fragmentu warto sięgnąć po ten tytuł. Dzieło Hoppera jest wyraźną krytyką ustroju i panujących standardów w tamtym okresie. Napisane przez niego postacie niejednokrotnie wyrażają rozczarowanie swoim krajem i jego obecną sytuacją. Słynna jest też psychodeliczna sekwencja narkotycznej fazy i majaków na cmentarzu – zapada w pamięć i jest swoistym zwieńczeniem podróży Wyatta i Billy'ego.
Ponadto produkcja ta nie tylko ujmuje odważnym scenariuszem i przesłaniem, ale także stroną techniczną i wizualną – realizacja jest naprawdę sprawna, a widoki i plenery cieszą nasz aparat wzroku nieustannie. Wszystko jest pysznie sfilmowane i ma niepowtarzalny klimat – czuć ten wiatr we włosach i ryk silnika, jakbyśmy tam byli. Dennis Hopper i Peter Fonda stworzyli wyrazistych, nieszablonowych bohaterów, a na dalszym planie ich występ wspomógł Jack Nicholson w roli zapijaczonego prawnika. Szczerze przyznam, że podkradł on im trochę „Swobodnego jeźdźca” i w tych kilkunastu minutach, będąc w roli drugoplanowej magnetyzuje swoją osobą i przyciąga przed ekran. Soundtrack z tego filmu też już jest kultowy i ponadczasowy, a wiele kawałków jeszcze bardziej upiększa przedstawioną historię i idealnie ją ilustruje. Bez tych piosenek i odpowiedniej muzyki „Easy Rider” sporo by stracił. Film oceniam na 7/10, ale ocena może wzrosnąć z kolejnym seansem, bo lubię produkcje w takim gatunku. Oglądałem to w TVP Kultura i czytał Janusz Szydłowski z nawet fajnym tłumaczeniem.

2 komentarze:

  1. Było VHS od ITI i czytał Andrzej Matul.

    OdpowiedzUsuń
  2. 20 yr old Research Assistant III Cale Hegarty, hailing from Igloolik enjoys watching movies like Major League and Community. Took a trip to City of Potosí and drives a Ferrari 512S. kliknij tutaj, aby przesledzic

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)