„[REC] 4: Apokalipsa” (2014) – czwarta część dość głośnej serii, której popularność aktualnie przemija – cykl już zjada własny ogon i zmierza w niebezpiecznym kierunku crapu. W „Apokalipsie” już nawet całkowicie zrezygnowano ze stylistki found footage, która była znakiem rozpoznawczym filmów „[REC]” oraz maskowała ich niedoróbki techniczne i scenariuszowe. Nie wiem jak było przy trójce, bo jej nie oglądałem, ale czwórka ma mało wspólnego z pierwszymi odsłonami i dryfuje w stronę kina klasy C. Co prawda wydarzenia niby nawiązują do części drugiej, niektóre wątki są kontynuowane, ale widać, że to już nie to samo kino i czwórka będzie zaledwie kolejnym powieleniem schematów i klisz. Nie pomaga nawet osadzenie akcji na wojskowym okręcie – z reguły takie zagrania często się sprawdzają, bo dają sporo możliwości i pozwalają wytworzyć klaustrofobiczny klimat, ale tutaj nawet to zawodzi, bo wszystko to kompletna fuszerka, zrobiona po linii najmniejszego oporu.
Zdjęcia są nieciekawe, a okręt i pokłady uchwycone są bezpłciowo i sprawiają wrażenie wygodnego, zadbanego studio. W ujęciach z oddali zaś widać, że statek jest niezbyt dobrą animacją komputerową. No niestety, wrażenie sztuczności nas nie opuszcza i nie da się wczuć w tę produkcję. Drugim mocnym mankamentem jest brak akcji i napięcia – przez większą część „[REC] 4” nic się nie dzieje, a intryga się zawiązuje i związuje. Jednak gdy pierwsza osoba staje się zarażona, potem nagle okazuje się, że już niemal cała załoga zamieniła się w zombie – nie ma stopniowania, dawkowania napięcia ani wątku odpadania poszczególnych bohaterów. Chyba mają oni niezłe chody u scenarzysty, bo nie dają się zarazić ani pożreć, choć reszta marynarzy i wojskowych w magiczny sposób się przemieniła, chyba nawet bez kontaktu z wirusem. Ataki zombie są natomiast trywialne i następują dokładnie w takich momentach, gdzie się ich spodziewamy. Zawsze też poprzedza je ujęcie korytarza albo drzwi i pojawiają się dokładnie w takiej scenie, gdy nie można mieć wątpliwości, że coś się stanie. Przykładowo – nieporozumienie wśród ocalałych – już wiadomo, że zaraz na horyzoncie napatoczy się jakiś zarażony załogant. Efekty specjalne nie pomagają, bo również są bez szału – krwi wcale wiele nie uświadczymy, a charakteryzacja jest taka sobie. Jest także słabe CGI, stosowane za często - ujęcia z animacją komputerową rzucają się w oczy, a są na poziomie najtańszych filmów przeznaczonych na rynek DVD. W stosunku do części pierwszej twórcy czwórką się uwstecznili o jakieś 10 lat. Produkcji tej brakuje także dystansu, bo wprowadzone są elementy groteski, jak choćby używanie silnika od łodzi do zabijania zombie – szkoda tylko, że pokazywane jest to na super poważnie i pasuje jak wół do karety. Poza tym... gdzie tu ta tytułowa apokalipsa? Na tle poprzedników to zaledwie incydent, a nie żadna apokalipsa.
Na plus zaliczam jednak niektóre sceny dziejące się w ciemnych zaułkach i krętych korytarzach – choć trochę robi to za cząstkowy klimat i szkoda, że takiej scenerii nie wykorzystano należycie. No i mimo wszystko „[REC] 4” da się obejrzeć bezboleśnie – są znacznie gorsze horrory, nawet w tym gatunku. Oceniam na 4/10 – oglądałem ten film w TV Puls, lektorem był Maciej Gudowski i czytał nawet niezłe, ostre tłumaczenie z licznymi bluzgami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)