wtorek, 3 kwietnia 2018

"Lake Placid" (1999)

"Lake Placid" (1999) - w wodach jeziora Placid, w tajemniczych okolicznościach ginie nurek, a na miejscu tego tragicznego wydarzenia zostaje znaleziony gigantyczny ząb. Sprawę bada szeryf Hank Keough, strażnik pobliskich terenów Jack Wells oraz wysłana z ramienia Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej paleontolog Kelly Scott. Do grupy dołącza także ekscentryczny miłośnik krokodyli, Hector Cyr, mający problem ze znalezieniem wspólnego języka z szeryfem. Cała ta niedobrana, ale za to barwna ekipa wkrótce dokonuje nietypowego odkrycia - otóż w jeziorze pomieszkuje ogromny krokodyl, którego ze względu na anormalne rozmiary ciężko będzie schwytać. Pod nadzorem Hectora, grupa postanawia ująć zwierzę żywcem. Nakręcony przez Steve'a Minera (autora m.in "Piątku, trzynastego II, "Piątku, trzynastego 3-D" oraz "Halloween: 20 lat później") "Aligator" niezbyt przypadł do gustu krytykom, jednak zaskarbił sobie uznanie wśród miłośników horrorów Animal Attack. Mnie ten film nie do końca przekonał i jestem nieco zdziwiony jego popularnością wśród sympatyków tego podgatunku kina grozy - mamy tu za dużo dłużyzn i płytkiego humoru, a za mało treściwej akcji oraz tytułowego gada na ekranie. Podejrzewam, że gdyby nie doborowa obsada (Bill Pullman, Oliver Platt, Bridget Fonda) czy zaangażowanie w projekt studia Stana Winstona, to utwór ten przeszedłby bez echa i nie odniósłby takiego sukcesu. "Lake Placid" to niestety kolejny obraz o krokodylach, który nie wykorzystuje należycie potencjału tych stworzeń ani możliwości zbudowania interesującej historii. Co prawda podbudowa jest w miarę odpowiednia - widać malownicze plenery, urokliwe jezioro czy lasy, ale przez ponad godzinę praktycznie nic ciekawego się nie dzieje. Często występujący humor, jak już wspominałem, należy raczej do tych niskich lotów i bardziej pasuje do komedii z udziałem Adama Sandlera niż do dreszczowca. Nie czepiałbym się go, gdyby gagi miały charakter ironiczny bądź świadczyły o dystansie produkcji (tak jak np. we "Wstrząsach"), lecz tutaj postawiono na stricte komediowe żarty, a to ciągłe wpadanie szeryfa w pułapki, pozostawiane przez Hectora czy gówniarskie, słowne utarczki między nimi i ganianie się po krzakach bardziej wywoływało uczucie zażenowania niż salwę śmiechu.
W filmie zawarta jest też scena, w której policjanci i zastępcy szeryfa robią sobie nad jeziorem pijacką zabawę w namiocie niczym banda uczniaków, chociaż mają za zadanie pilnować monstrum, by nikt więcej nie zginął 😉. Kiedy już przedrzemy się przez nużącą, mało interesującą pierwszą połowę widowiska, to wreszcie pojawia się nasza bestia, ale raptem w kilku sekwencjach, z czego w większości wygenerowana jest komputerowo; CGI nie zachwyca, a powiedziałbym nawet, że jak na 1999 r., to kłuje w oczy i zdradza swoją sztuczność. Zastanawia mnie również fakt, że ta niezbyt dobra animacja komputerowa została przez kinomanów zaakceptowana, a nieco uboższa w "Krokodylu zabójcy" Tobe'a Hoopera z 2000 r. już nie, chociaż realizowany na potrzeby rynku wideo za śmieszne pieniądze, niewiele ustępuje poziomem wykonania kinowemu "Aligatorowi". W produkcji Steve'a Minera z 1999 r., poza CGI mamy jeszcze całkiem niezły model animatroniczny, wykonany przez zespół Stana Winstona, jednak jego występy ograniczono do zbliżeń na paszczę oraz statycznych ujęć, np. w wodzie, kiedy płynie. W końcówce, w której krokodyl "wbija się" w helikopter, także był użyty rekwizyt fizyczny, ale prawdę powiedziawszy niewiele miał on do roboty. Mimo wszystko finał to i tak najlepsze minuty tego przedsięwzięcia - przynajmniej trzymają widza w napięciu i w końcu "Lake Placid" zaczyna się rozkręcać 😉. Moja ocena to jakieś 5,5/10 - doceniam ładne zdjęcia, klimatyczną scenerię oraz animatroniczny model gada, zbudowany przez Winstona. Produkcję oglądałem kiedyś jako łebek w telewizji, ale wspomnienia z nią nieco mi się zatarły i dlatego błędnie skojarzyłem, że zwierzę zostało uwięzione w samochodzie, a nie w śmigłowcu. W zasadzie jedynie to kojarzę z seansu z tamtych lat, a może tyle tylko oglądałem - ciężko powiedzieć. Ostatnio "Aligatora" widziałem w Puls 2 z Maciejem Gudowskim na lektorce, a sam mam go na VHS od Best Film z Knapikiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)