"Kiedy gasną światła" (2016) - była
krótkometrażówka, którą inspirował się ten film, a teraz fabułę pociągnięto na
pełny metraż - mi się wydaje, że historia lepiej obroniłaby się jako odcinek
jakiegoś serialu - coś jak dawniej "Z archiwum X" albo "Strefa
mroku". Produkcja krótkometrażowa no to cóż - każdy wie jak wygląda, a
kinówka znowu trochę za bardzo rozwleka tę historię mimo krótkiego czasu
trwania. Sam pomysł jest naprawdę oryginalny i ciekawy - pierwsze minuty są
intrygujące i nawet nieźle się ogląda. Można nawet poczuć się nieswojo, bo
atmosfera bywa napięta. Tak mniej więcej do sceny gdy Martin zostaje na noc u
starszej siostry jest przyzwoicie - potem cała geneza i "życiorys"
tajemniczej istoty pojawiającej się w mroku zostają wyjaśnione i czar pryska. Klimat zostaje zepsuty, jak wiadomo kim jest rzecz chowająca się pod osłoną
nocy i jak się przed nią bronić. To odsłonięcie kart zniszczyło nieźle
zapowiadający się horror. No i sama historia istoty schematyczna nieco -
choroba, eksperymenty, zemsta za krzywdy... no te wątki poruszone są w co
trzecim dzisiejszym horrorze. Dopóki nic nie wiadomo o potworze z mroku to jest
spoko, a potem przewidywalnie i raczej mało angażująco. Ogółem jest całkiem
możliwie i mamy parę momentów, które mogą przestraszyć, ale "Kiedy gasną
światła" jakoś nie wybijają się mocno i potencjał był jednak większy.
Mocne 5,5/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)