Szczęściem w nieszczęściu okazało się być to, że aktor zagrał w większości sekwencji i do nagrania został właściwie tylko początek filmu - retrospekcje oraz momenty, kiedy to zamordowany Eric Draven (Brandon Lee) po roku wraca zza grobu, by zemścić się na ludziach odpowiedzialnych za tę zbrodnię i zaraz po zmartwychwstaniu udaje się do swojego dawnego mieszkania na poddaszu, a następnie przypomina sobie, co dokładnie w nim zaszło, tj. jak zginął oraz jak zgwałcono i pobito jego narzeczoną, która zmarła kilka godzin później w szpitalu. Tam, gdzie nie widać oblicza Lee (we flashbackach lub jak miota się z rozpaczy po domu), w Erica wciela się Chad Stahelski, natomiast w paru przebitkach na twarz dublera komputerowo nałożono twarz Brandona (gdy ranny Eric wylatuje z okna bądź przez nie wygląda) i zaprezentowano ją przed kamerą - to pierwszy efekt specjalny tego typu w historii kina. Ponadto niektóre fragmenty z kaskaderem przemontowano ze zdjęciami, w których uczestniczył jeszcze Lee, dzięki czemu udało się stworzyć doskonałą iluzję sprawiającą, że przeciętny widz nie zorientuje się, który materiał powstawał bez niego. Stahelski zastępował także Brandona w scenie, w jakiej protagonista spotyka się Sarah i ją przytula.
Wyreżyserowany przez Alexa Proyasa obraz, mimo ogromnej tragedii, mającej miejsce w czasie jego realizacji został ukończony i co najważniejsze - wyszedł znakomicie. "Kruk" to dzieło specyficzne, przepełnione mrocznym, gotyckim klimatem, ale nie brakuje w nim również romantyzmu. Właściwie ciężko przypisać temu projektowi konkretny gatunek, ponieważ poza elementami grozy mamy tutaj motywy charakterystyczne dla produkcji sensacyjnych czy martial arts, komiksową stylistykę, a i jak wyżej napisałem - całość okraszono romantyzmem. Podczas seansu można odczuć, że w trakcie kręcenia filmu świat rzeczywisty połączył się z ekranową fikcją, a duch tragicznie zmarłego Brandona unosi się nad przedsięwzięciem Proyasa, czyniąc je bardzo osobliwym. Wrażenie robią też plastyczne kadry autorstwa naszego rodaka, Dariusza Wolskiego oraz scenografia sprawiająca, że filmowe Detroit wygląda wręcz surrealistycznie, a panująca w nim atmosfera jest duszna, pesymistyczna, przygnębiająca. Wszystkie te aspekty oraz nietypowe połączenia przyćmiewają nieco przewidywalną fabułę (można typować, kogo po kim dopadnie Eric czy kogo zostawi na koniec) i "Kruka" chce się oglądać głównie dla samej postaci Dravena, jego antagonistów, wątku krwawej, bezwzględnej zemsty, a także wykreowanej przez Proyasa rzeczywistości - barwnej, intrygującej, choć jednocześnie przepełnionej brutalnością i zdemoralizowaniem.
Zastosowane efekty specjalne cieszą oczy - pirotechnika, dekoracje, choreografia pojedynków są znakomite, zaś soundtrack, w którym dominują głównie rockowe kawałki oraz melancholijna, sentymentalna muzyka świetnie ilustruje "The Crow". Podsumowując - film ten to niebanalne, zaskakujące wieloma czynnikami, emocjonujące oraz wzruszające kino. Strona techniczna jest miodna, panujący klimat urzeka, a wydźwięk skłania do głębszych refleksji. Moja ocena to wystawione z czystym sumieniem 8/10.
Wersje lektorskie jakie znam:
* VHS od Imperial - Tomasz Knapik, ostre, najlepsze tłumaczenie
* TVN - Tomasz Knapik - łagodne tłumaczenie, inny ton głosu
* Polsat - Ireneusz Królikiewicz, bardzo zeszmacone tłumaczenie
* DVD - Janusz Szydłowski - średnie tłumaczenie
Brandona Lee pochowano obok jego ojca na Lake View Cemetery w mieście Seattle, natomiast "Kruka" zadedykowano jemu oraz narzeczonej Elizie, z którą miał pobrać się kilka tygodni później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)