wtorek, 16 kwietnia 2019

"Wejście smoka" (1973)

"Wejście smoka" (1973) - początki Bruce'a Lee w amerykańskiej branży filmowej nie zapowiadały się zbyt obiecująco (w jego karierze dominowały przede wszystkim drugoplanowe i epizodyczne występy), więc aktor wyjechał do Hong Kongu, gdzie wspólnie z wytwórnią Golden Harvest nakręcił "Wielkiego szefa", "Wściekłe pięści" oraz autorską, wyreżyserowaną przez siebie "Drogę smoka". Obrazy te stały się kasowymi hitami i na wschodzie uczyniły z Bruce'a gwiazdę, więc Hollywood szybko sobie o nim przypomniało - wytwórnia Warner Bros. zaproponowała świeżo upieczonemu gwiazdorowi główną rolę w "Wejściu smoka", które miało wywindować Lee na szczyt i przynieść mu sławę w USA. Bruce przyjął tę ofertę, przerwał prace nad swoim kolejnym projektem - "Grą śmierci", po czym zajął się realizacją wcześniej wspomnianego, zachodniego filmu. Niestety, Azjata zmarł jeszcze przed jego premierą, nie ukończywszy też "Gry śmierci". Produkcja z 1973 r. z miejsca stała się szlagierem i spolaryzowała kino kopane oraz motyw nielegalnego turnieju sztuk walk na całym świecie. Tytuł ten okazał się także w pewien sposób przełomowy, ponieważ pierwszy raz w dziejach amerykańskiej kinematografii, w rolach pierwszoplanowych obsadzono Chińczyka oraz Murzyna. Nie do końca jasne okoliczności śmierci Lee sprawiły z kolei, że historia powstania "Wejścia smoka", ostatniego ukończonego dzieła mistrza została owiana mgiełką tajemniczości.
Fabuła "Enter the Dragon" opowiada o mistrzu kung-fu, Lee, który poprzez agenta organizacji ds. zwalczania przestępczości został zwerbowany do pewnej misji - musi wziąć udział w turnieju sztuk walk na wyspie zamożnego Hana. Uczestnictwo Lee w zawodach to jednak tylko przykrywka, bowiem jego prawdziwym zadaniem jest zebranie materiałów dowodowych, świadczących o nielegalnych interesach, prowadzonych przez organizatora "zabawy". Wyprawa dla głównego bohatera ma też charakter osobisty - jeden z ochroniarzy Hana odpowiada za śmierć siostry protagonisty. Scenariusz nie należy do skomplikowanych, ale z całą pewnością jest treściwy i rzetelnie rozpisany, tak aby widz nie nudził się nawet przez chwilę. Akcja zawiązuje się właściwie od pierwszych minut, oszczędzono nam zbędnych wprowadzeń czy zwlekania z prezentowaniem na ekranie krwawych pojedynków, czyli głównej atrakcji "Wejścia smoka". Ich choreografia wraz z wykonaniem zapisały się już w historii kina: bijatyki są dopracowane do perfekcji, sfilmowano je tak, by były jak najbardziej emocjonujące, a różne ustawienia kamer sprawiają wrażenie, jakbyśmy znajdowali się w samym centrum toczonych bójek oraz rozgrywających się wydarzeń. Bruce Lee bryluje od samego początku, magnetyzuje, nie pozwala odwrócić głowy od telewizora. Twórca Jeet Kune Do zaprezentował tu cały warsztat swoich niemalże nadludzkich umiejętności - efektu wieloletnich, tytanicznych treningów.
Będący na dalszym planie John Saxon, Jim Kelly i Bolo Yeung również nieźle sobie radzą; dwoją się i troją, aby nie pozostać w cieniu Lee. Każdy z wymienionych aktorów miał doświadczenie w sztukach walki, więc uchwycone w obiektywie konfrontacje wypadają dzięki temu profesjonalnie i realistycznie. Postacie, w które wcielają się Saxon i Kelly są zręcznie napisane, a za sprawą sprytnych flashbacków poznamy motywacje, jakie nimi kierują oraz powody, dla których biorą udział w brutalnej imprezie, organizowanej przez Hana. Ten trochu groteskowy antagonista ze stalowymi pazurami zamiast dłoni został natomiast świetnie wykreowany przez charakterystycznego Shih Kiena. W "Wejściu smoka" występują też takie persony jak Sammo Hung (wojownik Shaolin z prologu, zgarniający oklep od Bruce'a Lee), Jackie Chan (sługus Hana - Lee skręca mu kark w podziemiach) czy Robert Wall. Obraz wyreżyserowany przez Roberta Clouse'a utrzymano w lekkiej, nieco komiksowo-bondowskiej konwencji, aczkolwiek uświadczymy w nim trochę krwawych momentów czy nagości. Wątek czerpania przez Hana zysków z handlu narkotykami i prostytucji jest zaś ciut przytłaczający i wprowadza do całości poważniejszy klimat. Legendarny soundtrack skomponował Lalo Schifrin - argentyński kompozytor, który wsławił się stworzeniem oprawy muzycznej dla cyklu "Brudny Harry". Reasumując - "Wejście smoka" to kamień milowy w kinie martial arts, do dziś dnia cytowany, inspirujący kolejne pokolenia filmowców. Czy to najlepsza produkcja z udziałem Bruce'a Lee? Ciężko mi powiedzieć, ponieważ dawniej hongkońskie przedsięwzięcia z przedwcześnie zmarłym mistrzem stawiałem na równi z nią. Z całą pewnością należy jednak do najsłynniejszych w jego dorobku i może poszczycić się najbardziej znanym tytułem w historii X muzy, ciągle parafrazowanym i wspominanym, słynniejszym od samego filmu. Moja ocena to 8/10, posiadam nagranie z TV4 (emisja z 12 sierpnia 2011 r.), które czyta Jarosław Łukomski. Jest to nowa, ale dość znośna kopia.

1 komentarz:

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)