środa, 10 kwietnia 2019

"Ptak o kryształowym upierzeniu" (1970)

"Ptak o kryształowym upierzeniu" (1970) - głośny, reżyserski debiut Dario Argento oraz klasyka "giallo", włoskiego odłamu kina grozy, charakteryzującego się złożoną intrygą, brutalnymi scenami morderstw, a także gęstą, niepokojącą atmosferą. Jest to moja pierwsza styczność z tym podgatunkiem horroru i tym twórcą - seans okazał się być jak najbardziej udany, a i po raz kolejny poszerzyłem swoje horyzonty. Z całą pewnością też sięgnę po kolejne produkcje, sygnowane nazwiskiem Dario Argento oraz inne obrazy z nurtu giallo. Jeżeli chodzi o samego "Ptaka o kryształowym upierzeniu" to może nie piałem na nim z zachwytu, ale spodobał mi się styl reżysera, sposób prowadzenia akcji czy budowania napięcia. Dochodzące co jakiś czas nowe poszlaki bądź też ślepe zaułki w śledztwie potrafiły nieźle mnie skołować i zmusić do łączenia faktów oraz analizy sytuacji.
Historia przedstawiona w dziele Argento prezentuje się mniej-więcej tak: Sam to młody Amerykanin pomieszkujący w Rzymie wraz ze swoją partnerką. W przeddzień planowanego wyjazdu do Stanów mężczyzna jest świadkiem próby zabójstwa na dziewczynie pracującej w galerii. Dzięki swojej interwencji udaremnia atak, jednak napastnikowi udaje się uciec, a Sam jako jedyny, który widział całe zajście zostaje zatrzymany przez policję na terenie kraju. Początkowo nie jest mu to na rękę, ale gdy wychodzi na jaw, że w ostatnim czasie zamordowano już kilka kobiet, to angażuje się w sprawę i wspólnie z policją próbuje znaleźć ich oprawcę, noszącego charakterystyczne (i ikoniczne) czarne rękawiczki. Tempo "Ptaka o kryształowym upierzeniu" określiłbym jako raczej niespieszne, rozwijające się powoli, lecz skrupulatnie, natomiast atmosfera gęstnieje z minuty na minutę, aż do nieprzewidywalnego finału, który potrafi zaskoczyć. Klimat jest nawet wyrazisty, miejscami surowy, choć kadry cechuje barwność i plastyczność. Zdjęcia z kolei ładnie portretują Rzym z końca lat 60., a muzyka Ennio Morricone zachwyca oraz zapada w pamięć. Film miejscami bywa archaiczny, momentami nużący, ale mimo wszystko dobrze się go ogląda i daje on satysfakcję obcowania z czymś kultowym, czymś, co odcisnęło swoje piętno w świecie X-Muzy. Moja ocena jak na razie to 6/10, z kolejną powtórką możliwe, że wzrośnie. Tytuł mam nagrany ze stacji TVP Kultura, lektorem tej wersji jest Paweł Straszewski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)