"
Kula" (
1998) - kolejna produkcja opowiadająca o kontakcie człowieka z siłami pozaziemskimi, tym razem jednak stonowana i powściągliwa. Scenariusz filmu został dość dopracowany, następujące po sobie zwroty akcji układają się w spójną całość i nieraz potrafią zaskoczyć. "
Kula" może pochwalić się również bogatą, przykuwającą wzrok stroną wizualną oraz solidnymi efektami specjalnymi - zastosowane w niej CGI stanowi konkurencję dla animacji komputerowej z dzisiejszych blockbusterów. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się więc, że wszystko jest z tym utworem w porządku, ale jak się okaże, będzie jednak posiadał swoje wady. Największą bolączką obrazu
Barry'ego Levinsona jest niedokładny montaż oraz duże, czasowe przeskoki między poszczególnymi scenami, gdzie nierzadko jedna nie ma nic wspólnego z drugą, np. mamy moment rozmowy bohaterów prowadzonej wewnątrz statku, by po cięciu nagle byli oni już na zewnątrz lub zupełnie w innym miejscu niż wcześniej. Dezorientuje to widza i wprowadza zamęt; nie raz złapałem się na tym, że czasem cofałem taśmę, aby sprawdzić, czy coś mi w międzyczasie nie umknęło. Takie dziwaczne zmontowanie filmu sprawia również wrażenie, jakby brakowało części nakręconego materiału, a dość złożona fabuła miejscami rozjeżdża się przez to wszystko na prawo i lewo. Co prawda w powieści też bywały takie przeskoki z jednej lokacji w drugą, ale to, co sprawdza się w książce, już niekoniecznie ma rację bytu w kinie (nawet jeśli zachowa się umowny podział na a'la rozdziały).
Rozczarowujące okaże się także zakończenie tego przedsięwzięcia, typowo hollywoodzkie, płytkie, kompletnie niepasujące do niepokojącego, dusznego klimatu, który wcześniej panował (choć w literackim oryginale również występuje ten sam problem i to jego najsłabszy element). Szerzej finału opisać jednak nie mogę, ponieważ musiałbym zdradzić szczegóły, a nikomu nie chcę zepsuć obcowania z dziełem
Barry'ego Levinsona. Występujący w tym projekcie aktorzy są natomiast światowej sławy - na planie znaleźli się:
Dustin Hoffman,
Samuel L. Jackson,
Sharon Stone,
Liev Schreiber, a także
Peter Coyote. Każdy z wymienionych miał odpowiednio zarysowaną postać oraz swoje pięć minut, aczkolwiek to
Liev Schreiber paradoksalnie wypadł najlepiej. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie i jego rola najbardziej utkwiła mi w pamięci.
Sharon Stone nie pokazała nic specjalnego, jak zawsze kreowała zimną, nieobecną kobietę, przez cały czas ekranowy utrzymywała też jednakowy wyraz twarzy.
Dustin Hoffman czy
Samuel L. Jackson byli niczego sobie, ale bądźmy szczerzy - mają o wiele ciekawsze dokonania na swoim koncie ;). "
Kulę" ogląda się dość nieźle, potrafi ona zaintrygować, ale nie jest to jakieś szczególne dokonanie w świecie X-muzy. Moja ocena to
6/10, mam nagranie z
HBO, które czyta
Janusz Szydłowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)