"Uliczny wojownik" (1994) - produkcja ta jest ekranizacją kultowej gry komputerowej z lat 90. o tym samym tytule, powstałą rok po kinowej wersji "Super Mario Bros", która nie została zbyt dobrze przyjęta. Obraz z 1994 roku, napisany i wyreżyserowany przez Stevena E. de Souzę również zmiażdżyła krytyka (choć finansowo się zwrócił) i został uznany za najgorszy film z udziałem Jeana Claude'a Van Damme'a. Trudno się w sumie dziwić, skoro "Uliczny wojownik" realizowany był w bólach - Capcom, czyli firma będąca producentem gry wymuszała jak najszybszą premierę, budżet był ograniczony (35 mln dolarów, z czego 8 mln wyniosła gaża dla Van Damme'a), a gwiazdor pochodzący z Belgii opierdalał się na planie, notorycznie brał urlopy, nie uczestniczył w zdjęciach oraz nadużywał alkoholu i narkotyków. Ponadto wcielający się w rolę generała Bisona, Raul Julia zmagał się z zaawansowanym rakiem żołądka, sytuacja polityczna w Tajlandii, w której nagrywano część materiału była napięta, natomiast aktorzy mieli złe przygotowanie do scen pojedynków – uczono ich jednego stylu walki, co zaprzeczało fabule gry, jak i kinówki spod ręki Souzy, gdzie każdy wojownik posługuje się odmienną techniką (wyszło to jednak po pewnym czasie). Jako ciekawostkę dodam też, że za trening obsady odpowiadał słynny Benny Urquidez, będący tu także kaskaderem. Jak widać problemy się namnażały, przez co ekipa filmowa łatwo nie miała, a postawa niektórych osób nie służyła temu projektowi zbyt dobrze.
Osobiście jednak cenię sobie "Ulicznego wojownika" i to z wielu powodów – podoba mi się panujący w nim komiksowy, luźny klimat i urocza, kiczowata otoczka, typowa dla podrzędnego kina science-fiction lat 90. Mamy tu fikcyjne państewko, groteskowego, przerysowanego, narcystycznego generała Bisona (posiada nawet walutę ze swoją podobizną), pragnącego podbić kraj i wybudować Bisonpolis, rzeszę jego wyznawców (tak, skojarzenia z Hitlerem i nazistami będą tu słuszne), a także twardego, rzucającego one-linerami pułkownika Guile'a ze zgrają swoich sprzymierzeńców. Całość jest umowna, potraktowana z przymrużeniem oka, dekoracje są plastikowe i przyjemnie tandetne, zaś grę aktorską cechuje nadmierna ekspresyjność. Van Damme jako główny bohater wypada naprawdę nieźle, a niezdyscyplinowanie aktora poza kadrem na szczęście nie odbiło się negatywnie na jego kreacji. Show jednak nieco podkrada mu Raul Julia, który zmarł jeszcze przed premierą "Ulicznego wojownika". Za swój występ został nominowany do nagrody Saturna, a postać maniakalnego Bisona stała się już kultowa. Efekty specjalne są przyzwoite, chociaż z powodu okrojonego budżetu mało ich uświadczymy. Sekwencji akcji trochę się znajdzie, aczkolwiek zostały mocno pocięte oraz nieco chaotycznie posklejane. Widzimy np. strzelaninę, nagle następuje cięcie i mamy już protagonistów rozdających kopniaki futurystycznym nazistom. Montaż bijatyk również pozostawia wiele do życzenia, za dużo jest w nich cięć czy zmian ujęć. W oczy rzuca się też dostosowanie filmu do kategorii wiekowej PG-13, natomiast poziom często występującego humoru jest nierówny - poszczególne gagi będą zabawne, ale niektóre to ni przypiąć, ni przyłatać. "Ulicznego wojownika"oceniam na 6/10, siła sentymentu także ma tu znaczenie.
Wersje lektorskie jakie znam:
1. Maciej Gudowski - Polsat, wersja 4:3 (lata 90.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)