czwartek, 1 listopada 2018

"Mumia" (2017)

"Mumia" (2017) - twórcy dzisiejszych filmów, a w szczególności kina grozy, nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać... swoją niekompetencją oraz całkowitym brakiem jakichkolwiek ambicji. Motyw ożywającej, przeklętej, egipskiej mumii jest stary jak świat - wystarczyło go odświeżyć, przystosować do dzisiejszych standardów, a otrzymaliśmy post-Marvelowski ochłap, który w założeniu miał być podwalinami pod potencjalne uniwersum. W efekcie, produkcja ta niczego sobą nie reprezentuje i co najgorsze, pełni jedynie funkcję zajawki przygotowywanej franczyzy. Rozpoczyna wiele wątków, ale żadnego nie kończy, zaś przedstawiana historia jest pretensjonalna i nie sprawdza się jako dzieło samoistne. Ponadto, wiele rozwiązań fabularnych to kopiuj-wklej z wcześniejszych obrazów o mumii, co niezbyt pasuje do unowocześnionej, blockbusterowej stylistyki. Całość gryzie się ze sobą, a poszczególnie elementy są tak niedopasowane, że nie wiadomo, czy oglądamy komedię, horror, film przygodowy czy kino superhero, a czarę goryczy dopełnia obniżona kategoria wiekowa oraz poprawność polityczna - po takim miksie trzydniowa jelitówka i torsje są gwarantowane. 
Scenariusz nie stanowi więc mocnej strony tego tytułu, jak zaś wypadają kreacje aktorskie? Niestety nieciekawie - mamy samych papierowych bohaterów, a w usta każdego włożono suche teksty. Od słuchania niektórych dialogów uszy więdną, natomiast akcenty, które miały być humorystyczne, po prostu irytują. Jak widać, gimnazjalny humor dalej jest w modzie. Nie wiem też, po co wprowadzono postać Dr Jekylla, w którego wciela się opasły i powolny Russell Crowe - nie ma to żadnego znaczenia dla całości (ale przecież trzeba w końcu zrobić furtkę pod następne odsłony). Jedyną osobą, wykazującą starania na planie jest paradoksalnie Tom Cruise. Być może jego protagonista to kolejny klon agenta Hunta, z tym samym wachlarzem min i zachowań, ale dzięki Cruise'owi otrzymujemy sporo scen, które opierają się na kaskaderce i praktycznych efektach, bowiem głównie to on (jeśli nie tylko) dopingował takim staroszkolnym technikom realizacji - wszystko inne zostało upstrzone w CGI. Dziwi mnie to, że niektórzy podniecają się faktem, iż sporo sekwencji zostało nagranych w studio oraz w plenerach, a jedynie obróbka była cyfrowa - na to samo wychodzi, bo widać jedynie grafikę komputerową, która całkowicie zabija wszelką namacalność. Nieważne w jakim stopniu jej użyto, ponieważ jest tak widoczna, że wszystko wypada niemożebnie sztucznie i nierealistycznie.
Oglądający nie widzi retrospekcji ze starożytnego Egiptu czy podziemnych komnat/grobowców, tylko ciasne, sterylne studio, niebieski ekran i efekty komputerowe. Cyfrowo podrasowane zombie również wyglądają śmiesznie. Zastanawiam się jak to jest, że w 2017 roku używa się CGI gorszego niż w pierwszej połowie lat 90. Serio? Naprawdę są jeszcze osoby, którym to się podoba? Fan-filmy wrzucane na YouTube mają lepszą grafikę... Co prawda zdjęcia są tu ładne, a kolorystykę mamy odpowiednią, ale to zaledwie rekompensata, która nowej "Mumii" nie uratuje. Na cóż cieszące oko widoki, jeśli sama opowieść jest kompletnie nieemocjonująca, zaś obróbka w postprodukcji zamiast wydobyć więcej klimatu, to go ujmuje? No i gdzie sens w robieniu tego samego, skoro ktoś kiedyś zrobił to znacznie lepiej? (nawet technicznie). Oceniam na 4/10. Na wydaniu DVD czyta to bodaj Ireneusz Machnicki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)