środa, 3 października 2018

"Wybraniec śmierci" (1990)

"Wybraniec śmierci" (1990) - czołówka najlepszych tytułów Seagala, który jest tu bardzo aktywny i zaangażowany - dostał możliwość niejednego wykazania się przed kamerą, więc dźwięk łamanych rąk towarzyszył nam będzie przez cały seans. Steven kreuje postać niby taką jak zawsze, z ta różnicą, że w tych dawnych produkcjach chce się go oglądać, a walki w jego wykonaniu robią wrażenie. Tutaj ich sporo uświadczymy, a każda potyczka okaże się widowiskowa oraz ładnie nakręcona. Jedynie w finałowej konfrontacji dostrzec można pewien mankament, ponieważ kilkukrotnie widać dublera zamiast Seagala, jednak tylko w scenach, gdy przeciwnik tłucze nim o szyby, więc nie ma co się czepiać. Tyle, że można było to lepiej zamaskować i inaczej ustawić kamerę, bo podmiana na kaskadera jest mocno widoczna.
Sam film to świetne, brutalne kino z wczesnych lat 90. - krwi, nagości, soczystych one-linerów, a także dosadnych sekwencji tu nie brakuje, klimat zaś jest pierwszorzędny. Wątek tych jamajskich gangów i voodoo potrafi zaciekawić i został sprawnie wpleciony, a czarny charakter, czyli Porąbaniec, jest wyrazisty i wzbudza grozę - to godny przeciwnik dla naszego senseia. Scenariusz nastawiono na akcję, ale nie jest pretekstowy - po prostu wykorzystuje potencjał głównej gwiazdy, której tym razem towarzyszy inny wyjadacz tamtych lat, Keith David. W epizodzie też pojawi się Danny Trejo i Kevin Dunn. Całość uzupełniają piosenki reggae i soundtrack Jamesa Newtona Howarda. Oglądanie "Wybrańca śmierci" to czysta przyjemność oraz solidna porcja rozrywki - oceniam na 8/10. Znam jedynie wersję Polsatową, którą czyta Jacek Brzostyński.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)