"Snajper: Dziedzictwo" (2014) - to już kolejna niskobudżetowa kontynuacja kultowego filmu Louisa Llosy z 1993 r. Z poprzednich sequeli widziałem dość niezłą dwójkę i przeciętną trójkę, które również zostały nakręcone bezpośrednio na rynek wideo. Czwórki jeszcze nie widziałem, a piątkę (czyli "Dziedzictwo") obejrzałem okazjonalnie w telewizji, ponieważ do swojej roli wrócić tutaj miał Tom Berenger - nie wiem, jaki poziom reprezentowała poprzednia część, ale ta kompletnie rozczarowuje i ma wszystkie wady kina przeznaczonego na rynek DVD. "Snajper: Dziedzictwo" to nieangażująca taniocha, podpięta pod znany cykl, a realizacją i scenariuszem przypomina nowe filmy Seagala - o coś chodzi, ale nikt tak naprawdę nie wie o co, wszyscy strzelają do siebie bez większego sensu, a poprzez jedyne znane nazwisko w obsadzie twórcy próbują przyciągnąć widownię i jednocześnie nadciągnąć poziom produkcji. Jednakże nawet i to się nie udaje, bo Tom Berenger bierze udział w zaledwie paru scenach, a jego postać trafia do fabuły w niedorzeczny sposób - uznany za zmarłego Thomas Beckett nagle pojawia się w samym środku tajnej akcji wojskowej i kwituje to słowami "też znam parę osób". Po co zawracać sobie głowę jakimś logiczniejszym wprowadzeniem bohatera do rozgrywających się wydarzeń?
Na ekranie o wiele częściej widzimy młodszego z Beckettów, Brandona, który jest postacią kompletnie nijaką, nieciekawą i jakiej los w ogóle nie obchodzi oglądającego. Wcielający się w niego aktor Chad Michael Collins nie posiada żadnej charyzmy, a jego umiejętności są zerowe - nic dziwnego, że występuje jedynie w szrotach najniższej klasy. Pozostali aktorzy również koncertowo dają ciała i ukazują swoje beztalencie. Wątek rodziny Beckettów (ojca i syna) ma poziom brazylijskiej telenoweli i jest niesamowicie płytki. Przekazanie pałeczki przez Berengera wypada niezadowalająco i bez żadnych emocji. Historią to nas ten film nie ujmie ;). Na jego plus można zaliczyć ładne, malownicze zdjęcia oraz nieźle sfilmowane sceny strzelanin, choć to nie ratuje marnie zrealizowanej, sztampowej całości - oceniam na 4/10. Oglądałem to w Polsacie, czytał Jan Czernielewski - wersja DVD to była, bo tam to samo tłumaczenie i lektor jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)