sobota, 18 sierpnia 2018

"Piątek, trzynastego IV: Ostatni rozdział" (1984)

Piątek, trzynastego IV: Ostatni rozdział” (1984) – ten sequel w założeniu miał być ostatni (co zresztą sugeruje podtytuł) i definitywnie zamknąć historię Jasona Voorheesa. Tak się jednak nie stało, ponieważ film zarobił niezłą sumkę i postanowiono dalej ciągnąć serię – po „Ostatnim rozdziale” zrealizowano jeszcze całą rzeszę mniej lub bardziej udanych kontynuacji. Sama IV jest w ogólnym zarysie jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą odsłoną (poza jedynką) i ma wszystkie najbardziej lubiane oraz charakterystyczne elementy serii – sporo scen wymyślnych zabójstw, odpowiedni nastrój i dużą dawkę erotyki. Produkcja wyreżyserowana przez Josepha Zito jest także mocno zakorzeniona w dekadzie lat 80., co również dodaje uroku. Kiczowata stylistyka jednym może przypaść do gustu, a dla drugich okazać się ciężkostrawna i psuć zabawę z seansu. Osobiście należę do tej pierwszej grupy, ale de facto ten cykl od samego początku zajeżdżał miejscami pocieszną tandetą, która jak widać została przez większość odbiorców zaakceptowana.
Fabularnie dalej mamy ten sam szkielet wydarzeń – grupa nastolatków przyjeżdża w okolice jeziora Crystal Lake, by się rozerwać i staje się celem ataku Jasona. W międzyczasie jednakże dostajemy dodatkowo wątek rodziny Jarvisów, zamieszkującej nieopodal miejsca wypoczynku niczego nieświadomej młodzieży. W tej części umowność i naiwność jeszcze bardziej się zwielokrotniła, przez co próżno tutaj szukać jakiejkolwiek logiki czy realizmu. Mamy za to lepiej rozmieszczoną w czasie akcję i dokładniej budowane napięcie. Wreszcie uniknięto tendencji „nic się nie dzieje, a potem giną wszyscy naraz” i możemy się cieszyć sprawnie nakręconą sieczką. Bohaterowie (poza rodziną Jarvisów) nadal są dość płytcy i jak zwykle to stereotypowa gamma postaci, których rola w tej części ogranicza się jedynie do picia alkoholu, spółkowania oraz widowiskowej eliminacji przez Jasona, aczkolwiek niektórych idzie nawet polubić – aktorstwo jest więc przyzwoite. Jako ciekawostkę dopiszę, że w jednej z ról występuje tutaj młody Crispin Glover jako Jimbo – dziś ten aktor znany jest głównie z ról dziwaków.
W „Piątku, trzynastego IV” dominuje imprezowo-wakacyjny klimat, przez co ogląda się go naprawdę przyjemnie, a oczy można nacieszyć ładnymi, nadjeziornymi plenerami. Wynajęty przez protagonistów domek prezentuje się całkiem nieźle i stwarza odpowiednią podbudowę do wykreowania napiętej atmosfery. Efekty specjalne w dużej mierze są na dość dobrym poziomie i uświadczymy nawet sporo tzw. body count - czwórka ma chyba najciekawsze zabójstwa. Ofiary Jasona dźgane są najróżniejszymi przedmiotami (m. in. korkociągiem, tasakiem, nożem), ale także mają zgniatane głowy czy są wyrzucane przez okno. Poszczególne sceny morderstw popełnianych przez Voorhees'a zrobiono solidnie, choć czasem widać sztuczną skórę, gumowe części ciała czy inne niedoróbki, jak np. uginającą się ziemię (materac) pod ciężarem dziewczyny, która wyleciała przez okno bądź ukryty w ścianie magnes przyciągający rzucony młotek. Dostrzec można także idealnie rozpadające się od uderzenia drzwi (swoją drogą ciekawe, czy były podpiłowane) lub precyzyjnie wypadające okno. Jest to widoczne, ale całkowicie nie przeszkadza – powiedziałbym nawet, że te wpadki uatrakcyjniają tę B-klasową stylistykę omawianego przeze mnie tytułu. Wyjątkiem, gdzie razi to w oczy jest niestety sam finał, podczas którego widzimy twarz, a chwilę potem śmierć Jasona – gumowa, karykaturalna maska okazuje się być nader widoczna i wypada bardziej na śmieszną niż straszną. Scena z wbijaniem się maczety w sztuczną głowę również zasługuje na miano kiepskiej i nieco odbiera powagę sytuacji. Zakończenie to chyba najsłabszy czynnik „Ostatniego rozdziału”.
Muzyka Manfredini'ego wróciła do jedynie klasycznych brzmień z pierwszych filmów tej franczyzy, co ma swoje plusy, ale i minusy. Brakuje trochę czegoś nowego, choć i tak mamy nasz ulubiony motyw przewodni. W tle (przez chwilę) przewinie nam się wpadający w ucho kawałek "Love Is A Lie" zespołu "Lion", który urozmaici soundtrack. Reasumując - czwarta część jest solidnym, odpowiednio wyważonym sequelem, a z całą pewnością mrocznym i klimatycznym (już samo wprowadzenie robi wrażenie). Nie wszystkie rzeczy mi tu odpowiadały, jak chociażby robienie masek przez tego dzieciaka, Tommy'ego albo to, że niemal każda laska była bezmyślna i puszczalska, ale w gruncie rzeczy jestem zadowolony z kolejnego już seansu.  Z racji tego, że wcześniejsze epizody oceniłem na 6/10 na szynach, tak siłą rzeczy "Ostatniemu rozdziałowi" daję 6,5/10. Chociaż wypada od swoich poprzedników zdecydowanie lepiej, to posiada wady, przez które nie można wyżej go ocenić. Tę odsłonę mam nagraną ze stacji TV Puls z Koziołem.

1 komentarz:

  1. Jason hat sich an Trish und Tommy die Zähne ausgebissen

    OdpowiedzUsuń

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)