Film we wschodniej wersji jest znacznie mocniejszy - więcej w nim elementów grozy i więcej jest tutaj akcji, ale fabuła trochę na tym cierpi niestety. Ma się wrażenie, jakby to był zlepek różnych historii połączonych ze sobą wątkiem klątwy - jest natłok bohaterów, w których idzie się pogubić, a sceny poustawiane są czasem tak, jakby nie miały większego sensu. Zapewne go mają, ale panuje tutaj spory chaos i szybko można się zdezorientować. Realizacja jest dość niezła i sceny z Kayako robią nawet wrażenie, ale mnie ona bardzo przypominała Sadako z innego japońskiego horroru, "Kręgu". Z tym, że postaci upiornej, bladej kobiety z twarzą zakrytą włosami jest tutaj znacznie więcej i dość często pokazywana jest na ekranie. W jednej z pierwszych scen z jej udziałem było chyba także CGI użyte. Pod koniec można zobaczyć również inne zjawy, czego (o ile dobrze pamiętam) nie przeniesiono do remake'u. Przyznam, że dość ciekawe i trzymające w napięciu były te sceny z zasłoniętymi oknami, żeby duchy przezeń nie zaglądały. Muzyka podkręcała atmosferę i ładnie wpasowuje się w dziejące wydarzenia. Klimat Japonii jest urokliwy i nadaje "Klątwie Ju-on" takiego egzotycznego, kulturowego smaczku. Aktorstwo niestety jest kiepskie, takie teatralne i przesadnie groteskowe - mimowolnie czasem pojawia się u widza uśmiech politowania nad grą aktorską niektórych występujących. Czasem przez to nie można też odpowiednio wczuć się w intrygę.
wtorek, 3 lipca 2018
"Klątwa Ju-on" (2002)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)