poniedziałek, 18 czerwca 2018

"Z Archiwum X": sezon 8. (2000-2001) - komentarze do odcinków

"Within" (odc. 1)

"Z Archiwum X" powróciło. I to z przytupem - zmodernizowano czołówkę, mamy nowego, głównego bohatera i odtworzono także klimat pierwszych sezonów. Jest duszno, poważnie, a Scully desperacko próbuje odszukać Muldera; czuć jej rozpacz i determinację. Nowa postać, jaką jest Doggett, nie zastąpi nam Foxa, ale to całkiem fajnie napisany protagonista. Podobnie jak kiedyś Dana, jest zdystansowany i odrzuca nadprzyrodzone możliwości. Bije od niego także chłód, ale i życzliwość - można by rzec, że to taki typowy agent, co nie pozwala nic wyczytać ze swojej twarzy. Choć pewnie z czasem to się zmieni ;). Robert Patrick, czyli T-1000 dobrze odnalazł się w roli i z powodzeniem wkupił się w serial. Pierwszy odcinek wypada naprawdę dobrze i jest niezłą wizytówką nowego sezonu.

"Without" (odc. 2)

"Without" jest jeszcze lepszym odcinkiem niż poprzednik - historia jest świetnie napisana, akcja porywająca, a całość trzyma w napięciu. Twórcom udało się wytworzyć świetny klimat niepewności, bo nie wiadomo kto jest kim i gdzie aktualnie znajduje się obcy. Efekty specjalne stoją na naprawdę wysokim poziomie i ta rzecz w serialu ewoluuje z sezonu na sezon - od zawsze w "X-Files" były solidne efekty, ale teraz to już całkiem olśniewają. Muzyka również jest rewelacyjna i wykształcił się nowy motyw przewodni, który nam przygrywa od poprzedniego epizodu. Relacje Scully i Doggetta dość szybko ulegają zmianie, a i sam agent staje się coraz bardziej przystępny. W migawkach scen na statku, i w jednej ze scen początkowych pojawia się natomiast David Duchovny, ale jakoś dziwnie tutaj wygląda. Początkowo nawet myślałem, że to dubler jest - miałem wrażenie, że Mulder tutaj ma jakąś opuchniętą, nienaturalną twarz. Podobnie na zdjęciu legitymacyjnym w czołówce - wygląda co najmniej zastanawiająco. Ogólnie epizod ten oceniam wysoko i nowy klimat bardzo mi przypadł do gustu.

"Patience" (odc. 3)

Serial powrócił do korzeni i mamy odcinek, który równie dobrze mógłby trafić do serii pierwszej lub drugiej - na pierwszy plan ponownie wróciły wątki śledcze i zagadki, tak jak było to dawniej i nie powiem - cieszy mnie to. Zawsze takie odcinki  w "Archiwum X"lubiłem  najbardziej i jestem w pełni usatysfakcjonowany tym epizodem. Od pierwszych, klasycznych segmentów różni się on jedynie innym i rozbudowanym planem zdjęciowym oraz pracą kamery, ale schemat został zachowany. Z tym, że tutaj Scully przejmuje rolę Muldera i próbuje iść tokiem jego myślenia w rozwiązywaniu sprawy, tworząc różne niesamowite teorie. Doggett mimo niechęci coraz bardziej przekonuje się do niekonwencjonalnych metod i dość szybko znajduje wspólny język ze Scully. Paradoksalnie nawet, łatwiej się dogadują i szybciej nawiązali współpracę niż wtedy, gdy to Dana została przydzielona do archiwum, pod skrzydła Muldera ;). Potwór pojawiający się w tym odcinku jest ciekawy, jego ataki są świetnie sfilmowane, a efekty zachwycają. No i obyło się bez CGI - jak widać zawsze doskonalsze będą kostiumy i fizyczne rekwizyty ;). Jest także dość krwawo. Klimatyczne są zdjęcia w tej leśnej chatce i wtedy odcinek ten także najbardziej trzyma w napięciu. No dobra robota - możliwe, że "Patience" znajdzie się nawet w moim TOP.                              
"Roadrunners" (odc. 4)

W tym odcinku znalazło się trochę motywów, które już były w serialu wykorzystywane, np. odseparowana społeczność, stanowiąca swoisty kult. Chyba nawet w pierwszym sezonie było coś podobnego i tam Mulder i Scully też chowali się w stodole. Wątek pasożyta też już się przewinął. Ogólnie fabuła jest trochę kuriozalna i z jej elementów składowych dałoby się napisać jeszcze z dwa odcinki, ale sprytna reżyseria to maskuje, a klimat tajemnicy mocno wciąga. To odcięcie i odseparowanie jest ładnie uchwycone i  wręcz czuć je. I taką trochę bezradność. Pod tym względem jest naprawdę spoko, choć scenariusz pozostawia trochę do życzenia, a jego autor w paru miejscach idzie także na łatwiznę, np. w scenie początkowej, jak mieszkańcy po wysiadce z autobusu chcą tego autostopowicza złapać, to oczywiście musi się on wywalić na prostej drodze i zamiast wstać i uciekać, to leży i krzyczy, a potem zasłania się ramionami, chociaż miał realną szansę ucieczki, bo ci maniacy religijni to poruszali się trochę jak zombie. Z tym wycięciem robala z karku Scully to dobra scena nawet jest, ale też taka naiwna mocno, że bez znieczulenia itd. Można było cokolwiek dopisać, żeby jakoś wiarygodniej to wypadło. Całość jest niezła i super się oglądało, choć poprzednie odcinki nieco lepsze były.

"Invocation" (odc. 5)

Tym razem odcinek jest w klimacie IV serii, czyli mamy bardziej motyw śledczy, mroczny, z dość oszczędnym dodatkiem wątku paranormalnego. Mogłoby się wydawać, że będzie tutaj element przemieszczania się w czasie, ale to tylko taki chwyt dla zmyłki widza, bo całość jest o porwaniach dzieci... niestety; znowu to samo - ile to już takich odcinków mieliśmy? Pierwsza połowa jest dość nużąca, choć ciekawiej się robi, jak okazuje się, że ten chłopczyk, który „powrócił” po dekadzie nadal ma 7 lat i w ogóle się nie zestarzał. No i finał jest w miarę niezły, trzymający w napięciu, ale mamy niestety ten efekt "ale to już było". Gdzieś w połowie robi się niezła zagadka, ale po jakimś czasie końcówki idzie się domyślić, choć to i tak jedna z najlepszych części tego segmentu. W odcinku tym gra Rodney Eastman, znany z "Koszmaru z ulicy Wiązów" 3 i 4.

"Redrum" (odc. 6)

W tym odcinku także połączono kilka motywów z dawnych serii - jest zakład karny, skazaniec oczekujący na wyrok i cofający się do tyłu czas. Więzienny klimat przywodzi na myśl pierwsze serie, a wątek cofania się czasu i usilne próby zmieniania przeszłości (a może przeszłości?) przypominają trochę "Monday". Co prawda nie jest to to samo, ale wypada podobnie. Pierwsza połowa jest nudnawa, natomiast ciekawiej robi się pod koniec - akcja się zagęszcza, a na światło dziennie wychodzą nowe fakty. Historia jest tak skonstruowana, że zakończenia nie da się przewidzieć, a wszystko układa się w całość, ale niekoniecznie taką, jakiej byśmy się spodziewali - to chyba największy plus tego epizodu. Trochę szkoda, że z początku jest nużąco, ale finał trochę to rekompensuje i podciąga ocenę całości. W "Redrum" wystąpił Joe Morton, czyli Miles Dyson z "Terminatora 2", w którym również grał Robert Patrick. Jak jednak dobrze kojarzę, to ci panowie nie mieli tam chyba ani jednej wspólnej sceny - nie wiadomo więc, czy spotkali się w ogóle podczas realizacji i zdjęć wtedy. W odcinku tym pojawia się również Danny Trejo, czyli słynny twarzak, którego nie da się nie zapamiętać. Zawsze gra on więźniów, morderców i innych typów spod ciemnej gwiazdy – tak jest i tym razem i ma krótki, ale pamiętny występ na dalszym planie.
"Via Negativa" (odc. 7)

Epizod w miarę niezły, ale jest bez szału - ogląda się fajnie, miejscami są ciekawe zwroty akcji, ale finalnie jakoś nie przekonuje. Plusem jest, że podobne wątki wcześniej w serialu się nie pojawiały i udało się uniknąć efektu "odgrzewanego kotleta", który cechował parę poprzednich segmentów. Niby wątek kultu był już wielokrotnie poruszany, ale tutaj skupiono się na innych aspektach - paranormalnych metodach, za pomocą których guru zabija ludzi. A robi to w iście oryginalny sposób, bo poprzez sen i podświadomość: "wkrada" się w czyjś umysł i podczas snu atakuje, ale ofiara umiera w rzeczywistości. Hmmm... ciekawe, czy scenarzyści inspirowali się serią "Koszmar z ulicy Wiązów"? Tam było baaardzo podobnie, ale klimat jednak zupełnie inny jest, bo tutaj mamy taką psychodeliczną otoczkę i dość przytłaczający nastrój. Pierwsze skrzypce gra w tym odcinku Doggett i Skinner, a Scully pojawia się epizodycznie. Swoją drogą, zauważyłem całkowitą zmianę nastawienia u Skinnera i Scully - dawniej byli tacy sceptyczni, a teraz sami obstają za nawet najbardziej niewiarygodnymi teoriami. Miejscami to aż nie pasuje do nich :D. Szczególnie do Skinnera, który dawniej był taki dwuznaczny, a teraz zrobiłby wszystko dla Dany, Muldera i archiwum. Na koniec wspomnę ciekawostkę, że Robert Patrick w jednej ze scen w areszcie ma zbliżony wyraz twarzy i wykonuje podobne ruchy, jak w jednym z momentów "Terminatora 2".

"Surekill" (odc. 8)

"Surekill" nie zachwyca, ale na pewno nie jest to słaby odcinek. Powiedziałbym, że jest taki dość przeciętny, podobnie jak poprzednie - ogląda się fajnie, ale jednak niezupełnie tego oczekuje się od serialu. Fabuła jest w miarę przyzwoita, elementy nadprzyrodzone są trochę na dalszym planie, a śledztwo jest nawet ciekawe. Ciężko jest wypowiedzieć się jakoś szerzej, bo poszczególne elementy składowe są OK, aczkolwiek niczym jakoś się nie wyróżniają. Jak to się mówi, do obejrzenia, zapomnienia i jedziemy dalej.

"Salvage" (odc. 9)

Epizod ten często ma niepochlebne opinie, ale mnie jakoś nie wadził - pasuje do tematyki serialu, choć więcej tutaj science-fiction niż elementów grozy. W ogóle ja "Salvage" odebrałem jako jedno wielkie nawiązanie do "Terminatora 2", bo już sama fabuła z tym inteligentnym metalem, mogącym się automatycznie naprawiać/regenerować jest chyba nieprzypadkowa. No i firma prowadząca tajne eksperymenty nad tym nowoczesnym metalem mocno kojarzy się z Cyberdyne Systems. Charakteryzacja też mocno podobna jest do tej z filmu Camerona, jak widzimy coraz więcej metalowych elementów, wystających z twarzy/ciała Ray'a. Konwencja jest jedynie trochę bardziej komiksowa, ale podobieństw jest sporo. Efekty specjalne są na wysokim poziomie (jak zawsze w tym serialu) i zachwycają. Szczególnie moment uderzenia rozpędzonego samochodu w stojącego spokojnie Pearce'a robi wrażenie. Ogólnie - może do najlepszych nie należy, ale ogląda się dość przyjemnie.
"Badlaa" (odc. 10)

Odcinek trochę nierówny, bo z jednej strony jest nawet ciekawy, ale z drugiej za bardzo pokręcony i pełni rolę kolejnego do odfajkowania - nie zapada jakoś mocno w pamięć. Sama fabuła jest absurdalna i trochę przedobrzona. No i ten karzełek mający moce "maskowania się" i udawania innych ludzi - czemu właził niektórym do wnętrza? I czemu zabijał akurat tych, których co pokazano? Nie wiem, może nie skupiłem się, ale z tego co mówił ten doktorek, to ci fakirzy niektórzy mieli ogromną moc iluzji i w ogóle, a ten właził ludziom przez odbyt do wnętrza. No i szukał niby zemsty, ale na kim? Fabularnie dla mnie tak sobie, chociaż klimat jest nawet odpowiedni. Wątek kultury Indii też jest niezły, no i ten brudny karzełek ze skrzypiącym wózkiem potrafił trochę przerażać na swój sposób. Efekty specjalne są doskonałe i jest trochę krwawych momentów - "X-Files" to jeden z nielicznych seriali, gdzie efekty od samego początku są solidne, nierzadko innowacyjne i w żadnym stopniu nie ustępują produkcjom kinowym pod tym kątem. W końcówce jest także dość trzymająca w napięciu scena ze Scully, która musi dokonać wyboru. W ostatnich epizodach Dana zastępuje także usilnie Muldera, ale to taki obosieczny miecz, bo wreszcie zaakceptowała paranormalne czynniki, ale z drugiej strony czasem naiwne to i zbyt wyeksponowane, jak próbuje się wcielać w swojego partnera i tworzyć wymyślne teorie. No, ale jakoś mocno nie przeszkadza mi to - ot, taka dygresja. Swoją drogą, w tym epizodzie Scully nie zakłada maseczki ochronnej podczas sekcji zwłok - taki doświadczony doktor, przystępując do sekcji dość podejrzanych zwłok powinien raczej zastosować najwyższe środki ochrony ;)

"The Gift" (odc. 11)

Kolejny pokręcony epizod z rzędu - tym razem mamy "zjadacza duszy", który pożera chorą osobę, a następnie ją zwraca i odradza się ona cała i zdrowa - no cóż... to dość kuriozalne. W tym serialu chyba scenarzyści imają się wszystkiego, co zawiłe i jak najbardziej odrealnione - czasem to wpłynie na korzyść, a czasem nie. Tutaj jest tak średnio, choć na swój sposób interesująco, jeśli zaakceptuje się tak wymyślną fabułę. W dalszoplanowej roli, a konkretnie w paru scenach pojawia się Mulder, podczas retrospekcji, ale wszystko się kręci wokół jego choroby i sprawy, którą załatwiał w tym miasteczku w Pensylwanii. Dla mnie  wątek z tą śmiertelną chorobą jest naciąganą wstawką, która pojawia się już w pierwszym odcinku serii 8., ale ostatecznie jest do strawienia. Klimat nawet jest spoko, jak widzimy te lasy i chatki mieszkańców, a efekty specjalne pocieszą nasz aparat wzroku. Całość ostatecznie ujdzie i jest przyzwoita, ale zbyt przekombinowana jak dla mnie.

"Medusa" (odc. 12)

Jak na razie jeden z najciekawszych i najlepszych epizodów sezonu 8. - twórcom udało się wytworzyć naprawdę solidny klimat, odpowiednia sceneria opuszczonego toru metra to jego podbudowa, a intryga jest właśnie typowa dla "Archiwum X". Dodatkowo dostajemy Scully jako "nawigatora" w centrum kontroli, a Doggett jest aktywny w akcji. Wszystko stopniowane jest umiejętnie i skrupulatnie - nie wyłożono od razu kart na stół, ale na akcji też nie oszczędzano. Dużo jest też scen trzymających w napięciu, a efekty specjalne są jak zwykle dobre i zaskakujące. No i faktycznie w 8. serii krwi i okaleczonych zwłok nam nie szczędzono. Podobały mi się też postacie tego właściciela/zarządcy metra i tego pułkownika, co zszedł z Doghettem do podziemi - są to dość wredne typy, które irytują swoim zaślepieniem i chciwością. W kreacjach negatywnych to dobry symptom, jak czuje się niechęć do takich bohaterów. Tylko szkoda, że ich wątek nie został dokończony - czy wiedzieli o tym wycieku ze ściany? Nie zamknięto wątku  tego, ale wszystko wskazywało na to, że tak, bo zachowanie tego dyrektora i agenta to sugerowało - w ogóle nie chcieli, żeby tam schodzić ani nic. No i ten porucznik od samego początku chciał przerwać operacje i wracać, a im więcej było poszlak, to tym bardziej naciskał na odwrót. Ogólnie super odcinek i przednio się oglądało - takie epizody właśnie lubię.       
"Per Manum" (odc. 13)

Wielki powrót serialu do wątków spiskowych na szeroką skalę - w sezonie 6. i 7. odcinki te były skromne i układały się w miarę logiczną całość, a letutaj mamy znowu - jak we wczesnych seriach - niezłe pomieszanie w scenariuszu i czasem ciężko się połapać. Chyba nie wszystko też rozgryzłem - to ci lekarze wszyscy byli w tej zmowie? Ten facet, co jego żona rzekomo urodziła kosmitę był podstawiony przez kogo? No i twórcy spróbowali wyjaśnić tutaj ciążę Scully - nie wyszło to źle, ale naciągane to było i tak. W poprzednim sezonie wszystko to wyglądało tak, jakby Palacz miał coś z tym wspólnego, że Scully może mieć dzieci, a Dana i Mulder nieświadomie potem przespali się i wyszła ciąża. Tutaj dochodzi motyw In Vitro i dawcy Foxa - według mnie wymyślone zostało to na poczekaniu, ale jakoś mocno nie gryzie się  z wydarzeniami z 7. serii. Retrospekcje z Mulderem są dość ciekawe, ale czasem są chaotycznie wplecione, bez zasygnalizowania - potrafi to zmylić. Standardowo oczywiście mamy trochę krwawych scen i makabrycznych efektów specjalnych. No i ten noworodek obcego pochodzenia wygląda dość groźnie. Scully tutaj ewidentnie brakuje Muldera, a całość jest nieco sentymentalna. Powraca także motyw muzyczny z dwóch pierwszych epizodów tej serii. Mimo niedomówień, to dość fajny segment i z zainteresowaniem się patrzyło. W tym odcinku występował William Baldwin znany m.in z "Predatora 2".

"This Is Not Happening" (odc. 14)

Dość dobry odcinek i naprawdę dobrze zrealizowany - zdjęcia, efekty specjalne oraz muzyka stoją na bardzo wysokim, profesjonalnym poziomie. Mark Snow po raz kolejny wprowadził do soundtracku nowe brzmienia, które są naprawdę piękne, a specjaliści od efektów stworzyli oszałamiające, spektakularne sekwencje z UFO. W pamięć zapada szczególnie ta, gdy przelatuje ono nad farmą i zawisa nad domem. No świetne ujęcie. Mimo tych wszystkich superlatywów, czułem jednak niedosyt - niektóre wątki były przekombinowane, jak z np. tą farmą i zbieraniem uprowadzonych i uzdrawianiem ich przez Jeremiaha Smitha. Wyglądało to trochę tak, jakby scenarzyści łapali się już wszystkiego co możliwe i odgrzebywali na siłę wcześniejsze wątki. Mimo wszystko jednak oglądało się ciekawie, no i jest ten odpowiedni klimat. Ponownie  też w serialu pojawił  w epizodycznej roli Eddie Kaye Thomas (znany z "American Pie"), ale nie miał zbyt wiele czasu ekranowego - zagrał trupa w paru ujęciach na stole w prosektorium.

"DeadAlive" (odc. 15)

No cóż... tych wszystkich głupot jest już za wiele - nawet jak na "Archiwum X": Mulder umiera, zostaje pogrzebany, ale po trzech miesiącach go odkopują i okazuje się, że jednak żyje. Ponadto przeleżał trzy miesiące w trumnie, a włosy nadal ma ładnie uczesane, a twarz gładko ogoloną (chociaż włosy i zarost rosną jeszcze po śmierci). Bardzo mocno to przesadzone, a i to już kolejny raz, kiedy "agent Mulder nie żyje" - mogliby sobie to darować, bo to serio robi się irytujące. Wnet Mulder będzie powracał jak potwór Frankensteina albo Jason Voorhees ;). No i jeszcze może przeobrazić się w kosmitę :D. Poza tym epizod niezły - trzymał w napięciu, miał klimat serialu, a poszczególne akcje były ładnie zaaranżowane. Oglądało się spoko, poza tym kompletnie nieudanym, abstrakcyjnym wątkiem powrotu Muldera.      
"Three Words" (odc. 16)

Odcinek nawet fajny, no i spotkało się tutaj wiele postaci - Mulder, Doggett, Skinner, Kersh, Samotni Strzelcy i ten agent, co gra go Adam Baldwin. Intryga jest w miarę ciekawa, a i sporo się nawet dzieje. Końcówka trzymająca w napięciu jest i dzieje się w tym budynku, gdzie miał być nieświadomie wystawiony Mulder. Epizod ten przypomina także wczesne sezony i mamy tutaj smaczek - ważne, rządowe hasło to "Fight the Future", a to był oryginalny podtytuł filmu kinowego z 1998 r. Widać też tutaj rywalizację Muldera z Dogettem i to, jak ten drugi próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości, pełnej spisków i zakłamań. Ogólnie - jest spoko.

"Empedocles" (odc. 17)

Odcinek nawet przyzwoity, choć mocno nie zapada w pamięć - taki do odfajkowania i tyle. Jedynie historia Doggetta została rozszerzona i to warte jest uwagi. Rozwinięty zostaje też wątek rywalizacji Johna i Muldera. Fabuła trochę pretekstowa jest z tym przechodzeniem zła na inne osoby - ja wiem, że taka konwencja symboliczna jest przyjęta, ale to takie naiwne mocno. Efekty specjalne, choć są w obróbce CGI, to wypadają nawet nieźle i trochę ich tutaj uświadczymy.

"Vienen" (odc. 18)

Super odcinek - nie brnie w schematy, ale ma wszystkie cechy najlepszych segmentów serialu: bohaterowie są uwięzieni na nieznanym sobie terenie (platforma wiertnicza), mogą liczyć jedynie na siebie i gra jest o wysoką stawkę. Wszystko to jest poetycko wyreżyserowane i napisane, a humor i groza są idealnie wyważone. Ładnie sfilmowano też platformę wiertniczą i uchwycono ten brud, duchotę i uczucie odcięcia, klaustrofobii. Klimat jest tutaj pierwszorzędny, a między Mulderem a Doggettem widać jak nawiązuje się nić sympatii i porozumienia. Oczywiście nie brakuje tutaj słownych utarczek między nimi i "życzliwości". Tematykę czarnego oleju też fajnie wykorzystano, bo choć nie jest ten wątek jakoś rozwinięty, to służy za motor napędowy wydarzeń. Widać da się nakręcić coś solidnego, bez gmatwania i jechania na kliszach. Pamiętna są również zaawansowane efekty specjalne - szczególnie eksplozja platformy, gdzie podczas realizacji użyto m.in miniatur i niebieskiego ekranu. Krwawych sten też trochę tu znajdziemy. "Vienen" oceniam wysoko i epizod ten ląduje w moich ulubionych z serii 8.                              
"Alone" (odc. 19)

Kolejny dobry odcinek, zrealizowany w konwencji, którą bardzo lubię - tajemnica, grasująca bestia, odcięcie na terenie podejrzanej posiadłości itd. Wszystko to jest nieźle przemyślane, intryga jest ciekawa, a i klimat mamy wyraźnie zaakcentowany. Nie braknie trzymających w napięciu momentów i chwil grozy. Nowy potwór w serialu wypada solidnie i ujęcia, w których się pojawia, robią wrażenie. Czasem jest to kostium, a czasem animacja komputerowa, ale zostaje konkretnie przedstawiony. Sam wygląd domu i tunelu także jest ok. Podobał mi się również wątek nowej partnerki Doggetta - agentki Harrison, która jest nieco naiwna, ale entuzjastyczna i przystępna. Głupie było tylko to, że ten naukowiec zamieniał się w jaszczura i na końcu sam się podstawił - zawsze działał z zaskoczenia i unikał kontaktu, a w finale to jakby chciał, żeby go zastrzelili. No i co ten naukowiec-mutant robił w domu tego staruszka? Ten staruszek musiał skądś wiedzieć o potworze, skoro kazał szczelnie zamykać dom, więc kim był dla niego ten doktorek? Może coś umknęło mi. Ale ogólnie jest bardzo dobrze i przyjemnie się oglądało.

"Essence" (odc. 20)

Odcinek dobry i przemyślany, aczkolwiek akcja tutaj bardzo powoli się rozkręca i przygotowuje nas na finał. Może nie ma tu zawrotności i odpowiedniego tempa, ale sama intryga ogólnie jest ciekawa i trzyma w napięciu. Ten żołnierz nowej generacji (hybryda człowieka i kosmity) nieco Terminatora mi przypominał z tą swoją niezniszczalnością. Nawet scena w windzie była podobna do tej z "Terminator 2". Podobał mi się też wątek wspólnego śledztwa Doggetta i Muldera, bo obaj panowie idealnie się uzupełniają i choć często się nie zgadzają, to jednak ich współpraca zawsze przynosi rezultaty. Niektóre wątki są ciągnięte tak, że ewidentnie zmierzają do rozstrzygnięcia. Standardowo też uświadczymy trochę krwi i niezłych efektów specjalnych. "Essence" może nie należy do najlepszych odcinków, ale zaliczam go do dobrych.

"Existence" (odc. 21)

Epizod bardzo nostalgiczny, wyraźnie zwiastujący definitywny koniec produkcji (przynajmniej w pewnym sensie), a także domykający i spajający wszystkie wątki, w tym Muldera i Scully, którzy tutaj już ostatecznie przechodzą na dalszy plan i ustępują miejsca innym agentom: mają syna, są już oficjalnie razem (na to wychodzi) i ich rola w archiwum teoretycznie dobiegła końca. Wątek Kryceka również zostaje ostatecznie rozwiązany - ginie on z rąk Skinnera, w bardzo dobrej, także nieco sentymentalnej scenie. Brakowało mi tylko jakiegoś subtelnego wyjaśnienia, kim on tak naprawdę był, bo jego rola w "X-Files" nigdy do końca jasna nie była - jak scenarzyści nie potrafili sensownie jakiegoś motywu rozwinąć, to wplątywali w to Kryceka, i tym sposobem zawsze, gdy się pojawiał, nie wiadomo było z kim działa, jakie są jego motywacje, skąd się znowu wziął itd. Realizacja "Existence" ogólnie jest solidna i każdy spisał się znakomicie - aktorzy, kompozytor Mark Snow i autorzy scenariusza, którzy nie bawili się tutaj już w gmatwania fabuły, tylko pouzupełniali serial i ukończyli go. Jest całkiem spoko, no i jak wspomniałem - dość nostalgicznie. Co poniektórym może łezka się zakręcić.  Bardzo rzeczowe i nastrojowe zwieńczenie tej serii.

PODSUMOWANIE

Sezon 8. wbrew powszechnej opinii jest dość przyzwoity i stylistycznie wraca do korzeni - relacje Muldera i Scully schodzą nieco na bok, a na pierwszy plan wysuwa się John Doggett - nowy pracownik archiwum. Klimat jest tu bardziej śledczy, jak w pierwszych sezonach i powróciła mroczna atmosfera. Nie brakuje także krwi, potworów i innych atrakcji. Najwięcej chyba jest też tutaj efektów specjalnych i pokazywania rzeczy "wprost", a nie gdzieś poza kadrem. Sekcje zwłok, ataki bestii, zadawane rany - wszystko jest uchwycone w pełnej krasie. Agent Doggett się sprawdził i to naprawdę ciekawy bohater, mający swoją specyficzną osobowość - świetnie go wykreował Robert Patrick (czytaj "T-1000"). Niestety do gustu nie przypadła mi agentka Monica Reyes, która jakoś odstaje przy innych postaciach serialu. Wolałbym, żeby Doggettowi partnerowała niedoświadczona i nieco naiwna, zapatrzona w działalność Muldera i Scully, funkcjonariuszka Harrison, bo to byłoby coś nowego.
W 8. serii sporo jest odcinków klaustrofobicznych, dziejących się na ograniczonym terenie, gdzie bohaterowie są zdani na siebie - takie epizody zawsze mi się podobają, a tutaj miałem ich pod dostatkiem, co mnie bardzo ucieszyło. Odcinków przeraźliwie złych nie kojarzę - jeśli już, to były średnie segmenty lub takie, które się zapomni zaraz po seansie. Finał sezonu rozstrzyga wiele kwestii, zamyka sporo wątków i dopełnia rolę Muldera i Scully w archiwum. Zwieńczenie jest po prostu piękne i logiczne. Zobaczymy, co przyniesie sezon 9.                              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)