sobota, 28 kwietnia 2018

"Z Archiwum X": sezon 7. (1999-2000) - komentarze do odcinków

Sezon ten zaczął się naprawdę dobrze, choć klimatem jest bardziej zbliżony do tych nowszych serii, aniżeli tych pierwszych, mrocznych i oszczędnych odcinków z początku serialu. No i podobnie jak w sezonie 6 więcej tutaj swobody, luźniejszego podejścia i metaforyki. Również wątek Muldera i Scully rozkręca się w interesujący sposób. Obejrzałem dopiero parę pierwszych epizodów, ale każdy z nich był zadowalający i każdy oglądało się w skupieniu. Ciekaw jestem jak będzie dalej i mam nadzieję, że poziom pierwszych segmentów zostanie utrzymany. Na bieżąco będę komentował kolejne obejrzane epizody:

"The Sixth Extinction" (odc. 1)

Odcinek niczego sobie - co prawda akcję ograniczono do minimum, ale generalnie jest nawet ciekawie jak Scully próbuje rozszyfrować inskrypcje pokrywające UFO. I cała ta historia z nim też niezła wyszła. Wątek choroby Muldera natomiast jest trochę wymuszony - ostatnio co spiskowy odcinek, to Mulder jest umierający, bez szans na ratunek ;). Podobała mi jeszcze jeszcze postać tego szalonego doktorka -dobrze odegrana była.  Przy okazji przypomniało mi się, że widziałem końcówkę tego epizodu (uderzenie maczetą) gdzieś w 2007 r. (może 2006 r.) na Polsacie, jak czekałem na "Commando" z Arnoldem.

"The Sixth Extinction II: Amor Fati" (odc. 2)

Epizod zupełnie inny niż dwa poprzednie -  jest o wiele bardziej metaforyczny, a i klimat jakiś taki cięższy się zrobił. Taki  trochę bardziej "biblijny".  No nie trzeba specjalnie się przypatrywać, żeby wyczaić alegorię - choćby Palacz jako kusiciel i Mulder jako zbawca - nader czytelna aluzja. Te sceny ze snami Muldera od początku jakieś wydały mi się podejrzane, bo były zbyt doskonałe i harmonijne - stawiałem, że on w tym samochodzie usnął. A okazało się, że jednak na stół operacyjny trafił ;). No i Palacza początkowo wydawało się, że sumienie ruszyło, ale jednak nic z tych rzeczy :D.. Ta postać od samego początku była podstępna i perfidna jak to tylko możliwe. Atmosfera jest całkiem odpowiednia, no i ta wizja z apokalipsą jest taka specyficzna, widowiskowa - jak na serial to śmiała nawet. Co prawda widać, że nie szczędzono tam obróbki komputerowej i całość została sfilmowana na niebieskim ekranie, ale i tak dość ładnie to wygląda. Te senne wizje  z chłopcem na plaży odebrałem jako chęć posiadania potomka przez Muldera, by mógł komu przekazywać swoją wiedzę. Już w którymś odcinku była scena, jak wyobrażał sobie jak z synem ogląda "Odyseję kosmiczną" - jeśli dobrze pamiętam. Scena końcowa jest całkiem trzymająca w napięciu - wiecie o co chodzi ;).

"Hungry" (odc. 3)

Może fabularnie "Hungry" jest ciut kuriozalny, ale to naprawdę ciekawie napisany i dobrze zrealizowany epizod. Wstęp, jak ten chłopak w nocy podjeżdża do restauracji jest trochę zbijający z tropu - spodziewałem się, że znowu spotka kogoś obdarzonego nadnaturalnymi mocami, kto będzie się mścił czy coś.  No, ale okazało się inaczej - i bardzo dobrze, bo to jeden z najlepszych odcinków jakie ostatnio widziałem. Duże znaczenie ma tutaj wykreowanie postaci mutanta, bo historię obserwujemy z jego punktu widzenia, a nie Muldera i Scully, którzy pojawiają się jedynie epizodycznie jako agenci szukający sprawcy. Aktor wcielający się w  Roba odwalił naprawdę dobrą robotę i jego bohater ciekawi, intryguje, wzbudza nasze współczucie, a także odpycha. Również charakteryzacja jest solidna i jego wygląd robi wrażenie, a niektórych może nawet przerazić. W pierwszych atakach widać, że chyba CGI było używane, ale później mamy już tylko charakteryzację - i to jaką! Ogółem - świetny epizod i super się go oglądało.                       
"Millennium" (odc. 4)
                                
Dość udany segment - jest to swoista fuzja z serialem "Millennium" -  na pierwszy rzut oka widać, że całość to składak z dwóch seriali i ten klimat się trochę przegryza czasem - przynajmniej ja mam takie wrażenie, że nie było to rasowe "X-Files", tylko z domieszką. "Millennium" jednak nie znam, ale nie mam problemu z zaakceptowaniem wykorzystanych wątków pochodzących z niego. Odcinek ma bardziej śledczo-kryminalny charakter i dość przytłaczający nastrój. Wątek z ożywaniem trupów ujdzie nawet i wyglądają dość spoko, choć widać, że to charakteryzacja. Czuć też zbliżający się 2000 r., który także w filmach i serialach był dość istotnym wydarzeniem ;). Finałowa scena tego epizodu jest po prostu... piękna - no nie wierzyłem, że kiedyś tak napiszę o wątku romansowym w "Z archiwum X". Dawniej często przeszkadzało mi, jak relacje Muldera i Scully wychodziły na pierwszy plan, ale w sezonie 6-7 jest to dobrze wyważone i umiejętnie podsycane. Pojawił się tutaj także Lance Henriksen - nie trzeba chyba go przedstawiać, a i tak występował on właśnie w "Millennium". Dla mnie jednak niezapomniany jest z występów w kultowych produkcjach z czasów VHS, jak "Obcy 2", "Terminator", "Dyniogłowy", "Nieuchwytny cel" itd.

"Rush" (odc. 5)

Odcinek ujdzie, chociaż jakoś przesadnie dobry nie jest. Trochę podobne wątki były już - dzieciaki z nadnaturalnymi zdolnościami i ich relacje, które mają wpływ na wykorzystanie tych umiejętności itd. Tutaj jest to nadnaturalna szybkość i początkowo wydawało mi się to trochę głupie, ale jednak fajnie to wyjaśniono, że w tej jaskini coś ich odmieniło i to wyniszcza organizm. Efektowne były sceny tych ruchów niewidocznych dla ludzkiego oka i w finale dostaliśmy nawet bullet-time, które notabene wygląda całkiem spoko, co jest rzadkością. Druga część tego epizodu o wiele bardziej podobała mi się jak pierwsza, gdzie trochę nie wiadomo było o co biega.

"The Goldberg Variation" (odc. 6)

Sympatyczny segment, który sam w sobie tak średnio ma się do "The X-Files" - jest raczej mocno przyziemny, bo poznajemy tutaj faceta, który ma pechowe szczęście i stara się wspomóc chorego chłopca. Są tutaj liczne elementy humorystyczne, ale także momenty refleksji, a całość jest podana dość sprawnie i to główny plus tego epizodu, że po prostu dobrze się go ogląda. Nie zachwycałem się nim, ale te 42 minuty spędziłem przyjemnie. Połączenie motywów komediowych i takich z przekazem wyszło całkiem zgrabnie i przystępnie. Podobały mi się sceny z tymi wszystkimi "zabawkami" Henry'ego, które pokazywały "przyczynę i skutek" oraz sytuacje z nieprzeciętnym zbiegiem okoliczności, jak np. wiatrak wciągnął tego gangstera za sznurówkę, a Henry uciekł albo na końcu z tym postrzałem, który rykoszetował i trafił w zabójcę.

"Orison" (odc. 7)

Odcinek taki stricte kryminalny/śledczy, ale dołożono tutaj jakieś elementy biblijne i trochę mi się to gryzło. Szczególnie ten wątek księdza - no coś nie pasowało mi to tutaj, jakby dołożone to zostało na siłę, żeby koniecznie odfajkować coś nadnaturalnego. Przez jakiś czas też akcja była trochę niemrawa, ale za to dużo rekompensuje naprawdę świetnie nakręcony i trzymający w napięciu finał. Samo zastrzelenie Pfastera jest pamiętne i pięknie sfilmowane - jedno z najlepszych zakończeń w serialu w sumie. No i Scully pierwszy raz chyba jest pod wpływem tak silnych emocji. Ogółem epizod trochę nierówny i nie w pełni mnie usatysfakcjonował, ale jest zjadliwy. No i końcówka konkret ;).
"The Amazing Maleeni" (odc. 8)

Bardzo dobry odcinek - aż nie spodziewałem się, że tak mnie wciągnie. Całość klimatem i konwencją przypomina "Humbug", ale tutaj zamiast cyrkowców są magicy/iluzjoniści. No, ale wątek śledztwa podobnie jest prowadzony i ponownie Mulder i Scully wypadają "normalnie", podczas gdy inni bohaterowie niekoniecznie. W ciekawy sposób też pokazano te różne sztuczki, choć czasem ciężko je wyjaśnić - np. nie powiedziano jak ten Maleeni obkręcił głowę dookoła lub jak LaBonge zdobywał portfele, chociaż nie dotykał rozmówcy. No i ten trik z przekręcaniem ręki przez Scully - jak ona to zrobiła/skąd znała? No, ale w "X-Files" pewne niedopowiedzenia muszą być ;).. Cała intryga ogólnie jest dość zawiła, przez długi czas wodzi za nos i jest wiele twistów, których za cholerę byśmy się nie domyślili. Scenariusz jest bardzo mocną stroną i jego autorzy się postarali, bo wyszła niebanalna, pełna niespodziewanych zwrotów akcji historia. Określiłbym ten epizod jako nieco komiksowy kryminał, a Mulder i Scully chyba nieźle się tutaj "bawią", bo czuć taką swobodę. Podobał mi się też finał jak Mulder wyjaśniał plan działania szulerów i ich metody. W pewnych momentach poczułem się, jakbym oglądał aktorską, dojrzalszą wersję "Scooby-Doo" z Mulderem i Scully :D. Ogółem - super odcinek i nie mam żadnych zastrzeżeń.

"Signs and Wonders" (odc. 9)

Jak zaczynałem oglądać serial, to gdzieś w grudniu albo styczniu na You Tube zerknąłem z ciekawości jeden filmik o efektach specjalnych z "Z archiwum X", gdzie omówione było parę odcinków (bez spoilerów w sumie) pod kątem technicznym. No i jednym z nich był właśnie ten segment, a w filmiku opowiadano o zastosowaniu CGI w scenie z wężem wychodzącym z ust tego księdza czy kim on tam był. No i miałem ciut inne wyobrażenie, bo tutaj chodzi w sumie o coś zupełnie innego - sektę, kult tych węży itd., a spodziewałem, że Mulder i Scully będą ścigać jakiegoś faceta, który hoduje w środku gada tego gatunku - ciekawe jakby wypadł taki wariant scenariusza? :D. Niemniej jednak nie czuje się rozczarowany z powodu swojego wyobrażenia. Ogólnie odcinek ten jest taki sobie - po prostu. Fabuła może najgorsza nie jest, ale całość nie zachwyca - mamy tutaj taki trochę przerost formy nad treścią. Na plus idą  niezłe efekty specjalne - jest dużo scen z wężami (w wielu miejscach były chyba prawdziwe, a czasem pewnie modele, no i też CGI) oraz finałowy twist, który raczej nie był do przewidzenia - od razu miałem skojarzenia z poprzednim epizodem. "Signs and Wonders" ujdzie, ale z pewnością nie jest jakiś przesadnie wart uwagi.

"Sein und Zeit" (1) (odc. 10)

Ciężki do ocenienia odcinek - ani mnie ziębi, ani mnie grzeje - oglądało się nawet nieźle, ale kompletnie nie zapada w pamięć i nie wnosi nic nowego do serialu (co innego jego kontynuacja). Powrócił mroczny klimat i fabuła jest bardziej kryminalna, a Mulder ponownie angażuje się mocno w sprawę, bo doszukuje się w niej drugiego dna. Wszystko OK, tylko czemu jest tak sztywno? 

"Closure" (2) (odc. 11)

Naprawdę udany odcinek, choć nie wszystkie wątki w nim mnie zachwyciły, ale to po kolei - znowu mamy jasnowidza, znowu poszukiwania uprowadzonych dzieci, znowu wątek siostry Muldera - scenarzyści mieli chyba odgórnie ustalone, by niektóre wątki przemielić tyle razy, ile tylko się da - dopóki będą jeszcze strawne. Tutaj wszystko jest grubymi nićmi szyte, ale epizod ten nadrabia naprawdę solidnym klimatem, precyzyjną reżyserią i wytrawną realizacją, przez co wszystkie mankamenty, naiwności i powtórzone motywy przestają się rzucać w oczy. Już pierwsza scena z prologu z ujęciami duchów jest po prostu magiczna i piękna, a dalej jest tylko lepiej, a finał to jeden z najlepszych momentów w "X-Files" - muzyka, aktorstwo i efekty specjalne są tutaj na najwyższym poziomie i te momenty z duchami są naprawdę wspaniałe. Całość przypominała mi trochę "Paper Hearts" i inne, podobne segmenty z sezonu czwartego, ale była zaserwowana znacznie lepiej i ciekawiej. W roli jasnowidza wystąpił Anthony Heald, znany choćby z "Milczenia owiec" czy "Deep Rising". Nie wiem jak Wam, ale mi ten aktor bardzo przypomina Nicka Nolte, do tego stopnia, że czasem zdarza mi się ich mylić.
"X-Cops" (odc. 12)

Jeden z najbardziej pomysłowych odcinków serialu, zrealizowany w formie found footage, w charakterze kroniki/programów policyjnych - to był strzał w dziesiątkę, bo segment ten zachowuje standardy "Z archiwum X", ale jest jednocześnie świeży i pokazuje wszystko z innej perspektywy, gdzie Mulder i Scully to nie główni bohaterowie, ale para agentów biorąca udział w śledztwie, grająca główne skrzypce w dochodzeniu, w które zaangażowane jest wiele jednostek. Sama fabuła jest po prostu świetna, mamy początkowo trochę wodzenia za nos, a potem bardzo fają teorię, że jakaś nieznana siła zabijała ludzi ich własnymi lękami. Nie jest to pokazane dosłownie, ani też w metaforyczny sposób, tylko w bardzo stonowany, co działa na wyobraźnie i podsyca napięcie. Tempo jest odpowiednie i dzieje się dużo, ale są też momenty, gdzie dostajemy chwilę wytchnienia, a reżyser wprowadza elementy humorystyczne. Np. ciągłe powtarzanie przez Scully "FBI nie ma nic do ukrycia" albo scena z tymi pedałami, pokazana w dość niepoprawnie polityczny sposób, bo dzisiaj by wykreowano ich jako najbardziej poszkodowanych i szykanowanych, ale wtedy nikt się z tym nie pieścił. Klimat jest niezły, a technika filmowania z widoku pierwszej osoby fajnie zaadaptowana jest w standardy "X-Files". Oceniam wysoko.

"First Person Shooter" (odc. 13)

Dość oryginalny epizod i zarazem kolejny udany, choć nie aż tak jak poprzedni. Mamy tutaj ponowne nawiązanie do VR i komputerów, ale wszystko jest rozbudowane. Pojawia się również wątek, że program komputerowy zagraża ludziom (to już było), ale w "First Person Shooter" wszystko jest w nieco przeszarżowanym, humorystycznym wydaniu. Wrażenie również robią efekty specjalne - CGI jest  sporo, ale pasuje ono do świata VR i gier komputerowych. Niezłe są teksty Muldera i Scully + mamy parę naprawdę zabawnych scenek, jak np. ta na posterunku, gdzie nawiązano do "Nagiego instynktu" albo jak Scully mówi, że gry FPS są dla debili, na co Mulder wskazuje na siebie. I fajne były momenty z tą laską, co dała się zeskanować, a potem jej animacja zabiła w VR. 

"Theef" (odc. 14)

Odcinek taki sobie - kręcony na odwal trochę. Scenariusz by nawet uszedł, ale całość jest nijaka i nieangażująca, a aktorzy też coś grają od niechcenia. Nie pomógł nawet występ Billy'ego Drago - bardzo charakterystycznego aktora, który często grywał u boku Chucka Norrisa - zwyczajnie nie wykorzystano potencjału jego, bo Billy pojawia się tutaj w zaledwie paru scenach i wygaduje jakieś smuty. Rekompensatą jest końcówka w tej leśnej chacie, która trochę podbudowuje klimat, ale jak robi się intrygująco, to epizod się kończy. No "Theef" mnie nie zachwycił i uważam go za słabszy odcinek.

"En Ami" (odc. 15)

Epizod według scenariusz Williama B. Davisa, czyli serialowego Palacza - jest dość przyzwoity, ale myślałem, że będzie lepszy. Zaczyna się intrygująco, ale potem jest dość monotonnie. Palacza tutaj pokazano jako osobę bardzo samotną, dręczoną wyrzutami sumienia, ale jednocześnie wykorzystującą to do swojego celu. Fajnie jeszcze nakreślone były relacje między nim, a Scully. Całość ujdzie, ale mogło być jednak lepiej.                            
"Chimera" (odc.16)
  
Odcinek nawet w porządku, choć mam swoje zastrzeżenia - brakowało mi tutaj trochę akcji i napięcia, bo było kilka przestoi, które można było skrócić na rzecz jakichś ujęć/scen podbudowujących nastrój. Sama fabuła ogólnie nawet spoko jest i podobały mi się te sceny z "czymś" oraz wątek z pękającymi lustrami. Oglądałem to wczoraj w nocy i nie powiem - w paru miejscach włos się zjeżył. Świetna też była sekwencja otwierająca i podobały mi się dialogi Muldera i Scully, jak obserwowała ona tę ulicę z prostytutkami i przymierała głodem.

"All Things" (odc. 17)

Teoretycznie ten epizod nie powinien mi się spodobać, bo w takich zazwyczaj nie gustuję, ale tym razem było inaczej - zaciekawiła mnie ta historia i poznajemy bliżej Scully, która tutaj się trochę uzewnętrznia. Za scenariusz i reżyserię odpowiada Gillian Anderson, która pokazuje swoją bohaterkę od strony emocjonalnej, a nie czysto naukowej. Obyło się bez zbędnych wątków religijnych itd., a w sumie głównym zagadnieniem odcinka było zjawisko przypadku - całkiem zgrabnie też wpleciono "przypadkowość" w scenariusz i mamy ten wątek zarówno w treści, jak i formie. Anderson świetnie tutaj odegrała Scully, rozszerzyła tę postać bardziej niż dotychczas. Ten epizod jest również artystyczny - często mamy plastyczne ujęcia, niektóre w slow-motion, niektóre długie itd. No i muzyka Marka Snowa jak zawsze jest na wysokim poziomie. "All Things" może nie należy do najciekawszych i najbardziej pamiętnych segmentów, ale samo w sobie jest spoko.

"Hollywood A.D" (odc. 18)

Całkiem fajny odcinek, i choć ma zabarwienie humorystyczne, to jednak stricte komediowy nie jest. Mamy standardowy wątek śledczy, trochę podszyty ironią, ale taką dość subtelną, że przebieg wydarzeń można brać na serio, a nie, że to zgrywa, jak w niektórych epizodach. No wiadomo - ten wątek z filmem to był celowo przerysowany, ale cała intryga jest dość poważna. Ciekawie nawet oglądało się całość i była sprytnie zrealizowana. Może nie zachwycałem się, ale niczego sobie. Epizodycznie pojawiła się tutaj Tea Leoni, znana z "Bad Boys", "Park Jurajski 3" oraz "Dick i Jane: Niezły ubaw".

"Brand X" (odc. 19)

Kolejny segment opowiadający o owadach, dość dobry - nie ma zbyt wielkich podobieństw do poprzednich, a i fabuła jest całkiem fajna, o tym nowym, ulepszonym tytoniu i świdrzyku cygarowcu. Co prawda kuriozalne było to, że wnika on do organizmu razem z papierosowym dymem, ale było nawet ciekawie. Solidne były również efekty specjalne, z tymi ujęciami larw rozwijającymi się w płucach czy odpowiednie napięcie, jak w scenach z Mulderem w szpitalu. Możne nie jest to czołówka najlepszych epizodów, ale ujdzie. Gościnnie swoją obecnością zaszczycił nas Tobin Bell, etatowy psychopata, który wylansował się głównie serią "Piła".

"Fight Club" (odc. 20)

Całość trochę niepasująca do stylistyki "X-Files" i trzeba z przymrużeniem oka to traktować - nie jest to rasowa parodia, jakie czasem mieliśmy w serialu, ale też nie pełnoprawny epizod. Mimo, że jakoś przesadnie nie zaciekawił mnie, to jednak uznaję za całkiem przyzwoity - nie czułem poirytowania czy zażenowania. Niektóre teksty i gagi były nawet spoko, a i klimat jest nawet w porządku. Podobny wątek był już wcześniej poruszony, jak był segment o tych dziewczynach, co miały różne moce, a potem zwróciły się przeciwko sobie, ale wielu podobieństw nie ma. Odcinek ten też może poszczycić się znanym nazwiskiem na liście płac - jest tutaj Randall "Tex" Cobb, znany z ról niechlujów i agresorów. Często grywał role epizodyczne też - kojarzyć go można głównie ze "Ślepej furii", "Akademii policyjnej 4", "Nagiej broni 3" czy "Ace Ventura: Psi detektyw". Miał też niezłą rólkę w serialu "Nieśmiertelny", gdzie był mocno znienawidzonym wrogiem Duncana MacLeoda.
"Je Souhaite" (odc. 21)

Ten odcinek to przede wszystkim efekty specjalne - mamy ich tutaj naprawdę sporo i wypadają świetnie. Choćby te sceny jak Scully maluje tego nieżywego, niewidzialnego gościa od życzeń. Swoją drogą... szkoda, że nie było odrębnego epizodu o niewidzialnym człowieku - mogłoby to ciekawe być. Jeśli chodzi o inne aspekty, to - fabuła jest w miarę, elementy humorystyczne wypadają różnie - są lepsze i gorsze, a tempo jest nawet niezłe. Całość może jakoś nie zapada w pamięć, ale nie ma co narzekać. No i te efekty; cieszą oczy ;).

"Requiem" (odc. 22)

To jeden z takich odcinków, gdzie dochodzi do zdecydowanych, nieodwracalnych zmian, a wszystko podlane jest nostalgicznym sosem - akcja wraca do miejsca, gdzie wszystko się zaczęło, a losy niektórych bohaterów zostają odmienione. Z tym, że w tym epizodzie na chwilę wróciła tendencja do mieszania i komplikowania niektórych wątków i tak mamy Kryceka i Maritę oraz ich niejasne układy z Palaczem itd. Jakie motywacje nimi kierują też nie wiadomo. To widać ukłon dla wcześniejszych serii, gdzie czasem wszystko się plątało ze sobą, niekoniecznie mając sens. Potem z tym trochę lepiej było. Ale pomijając - jest nieźle, mamy klimat podobny do tego z pierwszego odcinka, odpowiednio zagęszczony, odpowiednio sentymentalny i intrygującą fabułę. A finał jest naprawdę konkretny i rzeczowy. Świetne zakończenie sezonu.
Podsumowanie: sezon jest całkiem w porządku, choć nie wiem czy do najlepszych bym go zaliczył - ciężko powiedzieć. Było sporo odcinków, które okazały się niezłe, ale w sumie tylko na raz, do obejrzenia i zapomnienia. Całkowita zmiana klimatu na bardziej luźno-komediowy to trochę obosieczny miecz, bo to fajne urozmaicenie, ale brakuje trochę mroku i powagi z dawnych sezonów. Również spiskowe odcinki są jakieś takie skromne. No... może poza ostatnim. Bardziej tutaj też na pierwszy plan wyszły relacje Muldera i Scully i to całość wokół nich bardziej się kręci niż wokół fabuły serialu. Technicznie jest wysoki poziom i nie można na nic narzekać - muzyka Marka Snowa jest bardzo wyrazista, mamy wiele kapitalnych utworów, a efekty specjalne nierzadko mogą konkurować z tymi, pochodzącymi z wysokobudżetowych hitów kinowych. Może jakoś przesadnie usatysfakcjonowany nie jestem, ale sezon 7 jest spoko i oglądało się go nawet dobrze. Z tym, że to już zupełnie inne "Archiwum X" niż na początku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)