"Karate po polsku" (1982) - czyli klimaty rodzimego kina w
stylu amerykańskim, z wstawkami inspirowanymi wschodnim kinem kopanym. Fabuła
wyraźnie nawiązuje do zagranicznych produkcji, modnych w ówczesnym czasie -
dwóch malarzy przyjeżdża do sennej wioski położnej gdzieś na Mazurach, gdzie
popadają w konflikt z bandą miejscowych rzezimieszków. Mamy elementy kina drogi
i skomplikowanej przyjaźni, jak w kinie amerykańskim oraz naiwne i pretekstowo
zainscenizowane sceny potyczek w barach czy na ulicach rodem z wczesnych filmów
Bruce'a Lee czy innych chińskich filmów Kung-Fu. Jest tutaj także elektroniczna muzyka, dużo
scen samochodowych i niejasny wątek relacji między głównymi bohaterami.
Zajeżdża również trójkątem - sugerują to choćby sceny jak Michał jest zazdrosny
o Dorotę albo szykuje się na jej przyjazd bardziej od Piotrka, którego to jest żoną. No jak w obrazach z USA.
Pokazano to jakby było wyrwane z kontekstu i scenariusz jest niestety
nieprecyzyjny, ale widać, że twórcy kombinowali nad czymś więcej niż banalną
opowiastką. No wyszło jak wyszło, ale widać zamiary.
Zapożyczenia z popularnego
wtedy chińskiego kina kopanego też są nader widoczne - bójek jest kilka tylko i
są krótkie, ale widać tutaj naśladownictwo - postacie zaczepiają się o jakieś
pierdoły, chcą się bić, ale jednocześnie nie chcą itd. No jest to jak żywcem
skopiowane z pierwszych filmów Bruce'a Lee czy innych takich obrazów, gdzie
żółtki prały się na ulicach, bo jeden drugiemu nadepnął na stopę. Nawet są
momenty jak Piotrek przeskakuje barierkę (w tych wschodnich filmach to norma
była, że walczący przeskakiwali każdy możliwy płot, przeciwników etc.) albo
kopie z wyskoku i wydaje odgłosy niczym Lee. Adaptacja tych poszczególnych
wątków na nasz grunt była średnio udana, ale po latach taki mix wypada całkiem
ciekawie i z perspektywy czasu przyjemnie się go ogląda. Niestety mimo całkiem
przyzwoitego (choć niedopracowanego) scenariusza brakło nam zaplecza
technicznego - wszystkie szamotaniny są strasznie biedne, amatorskie i
sfilmowane w taki sposób, że widać jak na dłoni każde markowane uderzenie. Bijący przewracają się od ciosu, który nawet się do
nich nie zbliżył itd. Szkoda, że tak lipnie to wyszło, bo to mógł być ciekawy
smaczek w polskim kinie. Pozostaje cieszyć się ładnymi plenerami, zdjęciami
czy wpadającą w ucho muzyką. Sama historia jest w miarę angażująca i generalnie
uszłaby, jakby nie słaba realizacja i nie do końca sprecyzowane wątki. Dużo
także daje klimat i możliwość obcowania z dawnym polskim kinem. 6/10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)