wtorek, 17 kwietnia 2018

"Karate po polsku" (1982)

"Karate po polsku" (1982) - czyli klimaty rodzimego kina w stylu amerykańskim, z wstawkami inspirowanymi wschodnim kinem kopanym. Fabuła wyraźnie nawiązuje do zagranicznych produkcji, modnych w ówczesnym czasie - dwóch malarzy przyjeżdża do sennej wioski położnej gdzieś na Mazurach, gdzie popadają w konflikt z bandą miejscowych rzezimieszków. Mamy elementy kina drogi i skomplikowanej przyjaźni, jak w kinie amerykańskim oraz naiwne i pretekstowo zainscenizowane sceny potyczek w barach czy na ulicach rodem z wczesnych filmów Bruce'a Lee czy innych chińskich filmów Kung-Fu. Jest tutaj także elektroniczna muzyka, dużo scen samochodowych i niejasny wątek relacji między głównymi bohaterami. Zajeżdża również trójkątem - sugerują to choćby sceny jak Michał jest zazdrosny o Dorotę albo szykuje się na jej przyjazd bardziej od Piotrka, którego  to jest żoną. No jak w obrazach z USA. Pokazano to jakby było wyrwane z kontekstu i scenariusz jest niestety nieprecyzyjny, ale widać, że twórcy kombinowali nad czymś więcej niż banalną opowiastką. No wyszło jak wyszło, ale widać zamiary.
Zapożyczenia z popularnego wtedy chińskiego kina kopanego też są nader widoczne - bójek jest kilka tylko i są krótkie, ale widać tutaj naśladownictwo - postacie zaczepiają się o jakieś pierdoły, chcą się bić, ale jednocześnie nie chcą itd. No jest to jak żywcem skopiowane z pierwszych filmów Bruce'a Lee czy innych takich obrazów, gdzie żółtki prały się na ulicach, bo jeden drugiemu nadepnął na stopę. Nawet są momenty jak Piotrek przeskakuje barierkę (w tych wschodnich filmach to norma była, że walczący przeskakiwali każdy możliwy płot, przeciwników etc.) albo kopie z wyskoku i wydaje odgłosy niczym Lee. Adaptacja tych poszczególnych wątków na nasz grunt była średnio udana, ale po latach taki mix wypada całkiem ciekawie i z perspektywy czasu przyjemnie się go ogląda. Niestety mimo całkiem przyzwoitego (choć niedopracowanego) scenariusza brakło nam zaplecza technicznego - wszystkie szamotaniny są strasznie biedne, amatorskie i sfilmowane w taki sposób, że widać jak na dłoni każde markowane uderzenie. Bijący  przewracają się od ciosu, który nawet się do nich nie zbliżył itd. Szkoda, że tak lipnie to wyszło, bo to mógł być ciekawy smaczek w polskim kinie. Pozostaje cieszyć się ładnymi plenerami, zdjęciami czy wpadającą w ucho muzyką. Sama historia jest w miarę angażująca i generalnie uszłaby, jakby nie słaba realizacja i nie do końca sprecyzowane wątki. Dużo także daje klimat i możliwość obcowania z dawnym polskim kinem. 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)