"Podwójne uderzenie" oferuje wszystko to, co powinien oferować solidny actioner tamtych lat, jednak krytycy, jak to często bywa, kręcili nosem i wieszali psy na dziele Sheldona Letticha. Na szczęście fani umięśnionego Belga oraz dobrej sensacji poznali się na tym tytule i docenili go na tyle, że do dnia dzisiejszego posiada ono pokaźne grono zwolenników, do których zresztą sam się zaliczam. Fabularnie może nie ma rewelacji - ot, w miarę prosta intryga, która pozwala na płynne wprowadzenie postaci braci-bliźniaków, ale trzyma się kupy i jest sensowna. JCVD w podwójnej roli całkiem nieźle sobie radzi, aczkolwiek grubą kreską oddziela czasem karykaturalne osobowości Chada i Alexa - jeden z nich na siłę musi być drwiącym ze wszystkiego wesołkiem w kolorowych, pedalskich wdziankach, a drugi macho w czarnym płaszczu i z cygarem w zębach. Scenariusz również stara się na każdym kroku uwypuklać, podkreślać inne oblicza braci, czasem aż za bardzo. Niemniej jednak wszystko można tu kupić, zaś odpowiedni, sprytny montaż i rozsądne użycie dublera stwarza dość przyzwoitą iluzję tego, że na ekranie naprawdę widzimy perypetie bliźniaków, choć trzeba uczciwie przyznać, że Chad i Alex rzadko są widoczni razem, na jednym ujęciu. Najczęściej widać ich naprzemiennie (odrębnie nakręcone sceny lub takie, gdzie jednego z nich udaje dubler filmowany bokiem/tyłem), a gdy już pojawiają się obok siebie, to któryś z nich przeważnie zostaje wstawiony w kadr za pomocą blue-box, co po dokładniejszym przypatrzeniu się nietrudno dostrzec.
Sekwencje akcji oraz strzelanin prezentują się pysznie - są treściwe, widowiskowe, zgrabnie uchwycone, chociaż zdarza się, że mają na bakier z realizmem, jak np. w momencie, kiedy Alex strzela z dwóch pistoletów typu Beretta kilkadziesiąt razy bez zmiany magazynka. Filmowe walki wypadają efektownie, cieszą ładną choreografią i dobrze je zmontowano. Podobała mi się też zaprezentowana tu sceneria - w "Podwójnym uderzeniu" zobaczymy liczne, podejrzane, mroczne uliczki Hong Kongu, szemrane kluby czy tropikalną wyspę w drugiej połowie seansu. Charakteryzację postarzającą poszczególnych bohaterów bądź antagonistów wykonano z dokładnością i wiarygodnością; cieszę się, że tego nie zlekceważono, ponieważ w niektórych produkcjach nie jest ważne, czy następuje w fabule skok w przód o 5 czy 25 lat, bo i tak wszyscy wyglądają jak przedtem i nikt nie trudzi się, by aktorom dodać trochę wiosen (bądź też odjąć). Poza Van Damme'em uświadczymy tu także obecność takich tuzów jak: Bolo Yeung, Geoffrey Lewis czy Philip Chan. "Double Impact" być może nie należy do najlepszych produktów sygnowanym nazwiskiem JCVD, ale z pewnością do tych wartych obejrzenia (wydaje mi się jednak, że nie było wtedy żadnych słabych pozycji z tym aktorem). Z kolei patent na podwójną rolę naszego Kickboxera wyraźnie się sprzedał, bowiem później dosyć często Belg portretował dwie persony na raz ("Strażnik czasu", "Maksimum ryzyka", "Replikant"). Moja ocena to jakieś naciągane 7/10, mam to na słynnej pirackiej kasecie VHS z bazarowym lektorem oraz z dawnego TVP1 z Jackiem Brzostyńskim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)