"Długi weekend" (1978) - małżeństwo Peter'a i Marci przeżywa kryzys, a próbą jego uratowania ma być wyjazd małżonków za miasto, na łono natury. Dobre zamiary jednakże idą w łeb, bo para mieszczuchów od samego początku notorycznie się kłóci i cały czas świadomie bądź nieświadomie dewastuje przyrodę. Po dotarciu do celu - odludnej plaży - Peter odreagowuje frustrację strzelaniem do zwierząt, wszędzie pozostawia po sobie śmieci, zaś Marcia w ogóle nie szanuje miejsca, w którym rozbili namiot i jest wrogo nastawiona do otaczającego ją świata. Matka Natura nie pozostanie im jednak dłuższa i bardzo szybko odpłaca miastowym pięknym za nadobne. Dzieło Colina Egglestona jest filmem mocno zapomnianym, aczkolwiek cieszącym się niemałym uznaniem wśród entuzjastów kina Animal Attack. Reżyser postawił tutaj przede wszystkim na klimat, minimalizm oraz jasne, ekologiczne przesłanie - przedstawia nam człowieka jako istotę egoistyczną, mającą destruktywny wpływ na środowisko, które bezmyślnie i dla zabawy niszczy swoimi poczynaniami. Głównych bohaterów (lub raczej antybohaterów) w żaden sposób nie da się polubić i nie zyskują oni naszej sympatii, co było oczywiście zamierzone - mężczyzna to właściwie duży chłopiec, rzucający butelki po wypitym piwie gdzie popadnie oraz strzelający do wszystkiego, co się porusza, a kobieta to wręcz zimna suka, która ceni sobie jedynie wygodę i komfort, a całą resztę ma w głębokim poważaniu. Zrobiłaby wszystko, aby wrócić do wygodnego mieszkania w centrum miasta, mając nawet pozostawić męża w dzikiej głuszy. Ataki zwierząt nie są zbyt brutalne i paradoksalnie nie jest ich dużo, ale "Długi weekend" to nie gore horror o zmutowanych bestiach - tutaj fauna i flora pragnie pozbyć się niechcianego intruza, który ją krzywdzi i zanieczyszcza w każdy możliwy sposób. Atmosferę mamy tutaj nie do podrobienia - od chwili, kiedy Peter i Marcia wyruszają w trasę i poszukują właściwej drogi, umożliwiającej im dotarcie do miejsca obozowiska, coś niepokojącego wisi w powietrzu i zwiastuje niebezpieczeństwo, bliżej nieokreślone zagrożenie. Sama opustoszała plaża, do tej pory nieskażona ingerencją człowieka prezentuje się malowniczo, ale jej widokowi towarzyszy też pewien niepokój, a urokliwe, ładnie sfilmowane plenery są także w jakiś sposób surowe, skrywające swoje tajemnice.
Materiał kręcono z perspektywy zwierząt - zza krzaków, zza drzew, z ziemi lub z powietrza, co było pomysłowym zabiegiem, idealnie pasującym do scenariusza przedstawianej historii. Taka forma filmowania podnosi również napięcie, ponieważ w każdej chwili może się okazać, że właśnie obserwujemy nieokiełznaną szarżę z głębi lasu na kemping małżeństwa. Ścieżka dźwiękowa podsyca aurę grozy, którą poczujemy głównie podczas scen nocnych, kiedy to mieszczuchy będą słyszeć żałosne zawodzenie, przypominające płacz dziecka oraz wszelkie złowrogie odgłosy wydobywające się z mroku. Towarzysząca wtedy, szarpiąca nerwy muzyka potęguje uczucie strachu i wywołuje ciarki na plecach widza. Efektów specjalnych wiele tu nie uświadczymy, ale gdy się pojawiają, to widać ich należyte wykonanie, z dbałością o krwawe szczegóły. Ujęć ze zwierzętami w "Długim weekendzie" nawet trochę się znajdzie i niekiedy będą to rzadsze gatunki, ujrzymy np. diabła tasmańskiego (który de facto nie występuje w Australii, gdzie realizowano tę produkcję). Elementy nadprzyrodzone u Egglestona raczej nie występują, choć mamy jeden tajemniczy wątek - zastrzelona i pogrzebana przez Peter'a krowa morska w jakiś sposób z każdym dniem znajduje się coraz bliżej namiotu małżeństwa. Jak się przemieściła? Tego się nie dowiemy, jednak takie niedopowiedzenie z całą pewnością oddziałuje na naszą wyobraźnię oraz sprawia, że wydarzenia, mające miejsce w trakcie feralnego, długiego weekendu stają się nie do końca zwyczajne i codzienne. Śmierć innych obozowiczów, którzy zatrzymali się niedaleko Peter'a i Marci także nie zostaje wyjaśniona, lecz można przypuszczać, że i ich dosięgnęła zemsta Matki Natury. Co tu dużo mówić - pamiętna klasyka, idealna dla miłośników stonowanych, nastrojowych thrillerów, niekoniecznie kipiących akcją, za to urzekających wykreowanym klimatem. Ode mnie 7/10. Film mam nagrany ze stacji TVP Kultura, emitowany był z formacie kinowym, a czytał go Janusz Szydłowski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz! Pamiętaj proszę o kulturalnym wypowiadaniu się :)